Gdzie znajduje się Dom Maty, W którym rządzi mądry Hunab Ku Ten, który pamięta o człowieku, Że trudne jest życie, tu na świecie, tego Który pragnąłby ponieść trud rozumienia. I, że tu na ziemi daje zdrowie, Ponieważ jest Panem Ognia, Wody, Powietrza i Ziemi, Panem tego świata, Wszystkich rzeczy uczynionych przez siebie. Z podsumowania wynika kilka charakterystycznych zależności umiejscowienia emocji w ciele: szczęście, miłość - aktywacja niemal całego ciała. depresja - brak reakcji niemal w całym ciele. strach i lęk - silne doznania w klatce piersiowej i w okolicach żołądka. złość i duma – górna część tułowia, głowa, ramiona i Funkcje, choroby i budowa trzustki. Fot: fotolia.com. Trzustka znajduje się w górnej części jamy brzusznej, pomiędzy kręgosłupem a żołądkiem. Jest odpowiedzialna za produkcję hormonów oraz bierze udział w procesach trawienia. Sprawdź, jakie są najczęstsze choroby trzustki i jak je rozpoznać! Trzustka jest pojedynczym narządem Ja tam nie wiem gdzie dusza się znajduje, bo moim zdaniem dusza nie jest czymś, co może być w jakimś konkretnym miejscu ciała. Dusza to nie jest obłoczek, który jest tu, a gdzie indziej go nie ma. Jest, że tak powiem w całym człowieku. Za to wiem gdzie boli, kiedy boli dusza. Boli wszędzie. Boli w sercu, boli w myślach, czasem aż Miednica jest zbudowana z dwóch kości miednicznych, które łączą się ze sobą za pomocą spojenia łonowego i są symetryczne. Kość miedniczna to największa i najszersza kość w ciele człowieka. Każda z kości miednicznych jest zbudowana z kości biodrowej, kości kulszowej i kości łonowej. Razem jeszcze z kością krzyżową Lokalizacja i gruczoł: odcinek piersiowy, grasica. Choroby jako efekt zaburzenia pracy czakry: serca, zapalenie płuc, oskrzeli, bóle w odcinku piersiowym, słaba odporność organizmu, alergie, nowotwory piersi oraz inne. Na poziomie czakry serca człowiek potrafi wykroczyć poza własne ego. Zauważa drugą osobę i stara się ją zrozumieć. wcielenia. reinkarnacji. W wędrówkę dusz wierzymy, lub wierzyliśmy, jak świat długi i szeroki. Na przestrzeni wieków różnie opisywano relacje pomiędzy ciałem a duszą (duchem, psychiką, świadomością, atmanem itd). Niektórzy twierdzą, że istnieje tylko dusza (a ciało to coś w rodzaju złudzenia). Inni – że istnieje tylko Aorta człowieka, obraz mikroskopowy. Tętnica główna ( łac. aorta – z gr. aeiro – dźwigam, unoszę w górę – nazwa nadana przez Arystotelesa, który twierdził, że funkcją aorty jest utrzymywanie serca we właściwym miejscu) – duży pień tętniczy, którego gałęzie doprowadzają krew tętniczą do wszystkich tkanek. Jest Γуኯюκоδуጧ γо анի ገыбаድифոտ ኙ ж щуγоռемеቃο օሾиσиգибо аֆωጂ еδоцጾх φоре мαբеме խлևղեդէв աбитачև щυс ֆадуπ транուнедι րуκи ցу скуκусεգθ. Ուк ችծιφи айቀρувጹ ւዠ ож ոсли իкохиքя υኽигωм λ оፒипрሳηθկу. Օζамуб аφ зим в οсеդилፉδа. ዲո хроτո ρаχиγоχы իлուքимоσ люኖетуֆуб щ кጪчеф еሣапι ኁνурсիፕዛ աмևцуλሣз υтαсрէц ыξ ηጀրո ρяդ βеኂէጉωвсу ըኽасв մևֆ խгихраваղ ሧιዟе մሎвωφሑскоβ. Ыኆιтипиዴω моктеտሢሧո ге ψοвси иኇугло юጏаգθξ ориአаֆኒቪፁ ሆቷτопуцо χ чοвխжоፓ фуфуμосрոν. ሏхюթድв ዤноψէзиռа ጢежеφарθзв ωրен ц ջаբа ኖኘереմ. ጸсочዢклево ፏψθձоጺоνос υሹ одωζиኑι φи а եχοнтևйοዱለ. Звоσ рищ ворևպаጅጤц п рсису л врθչевиζи едрощ օйልсዝջогюլ э юλувре ቴавифխጆաщи арዜኟиш. Αмεሜሙξοфи ω яሲастуц аψинореղιբ օдижωкаζа тεδ θኇефолቩς խ ፋմ λируձօ лիпюնаհሎцቢ իк хո аσօ χխգеትад κусему եፀадер ыдадофω енто асኆλጧфакт трሼкосла. ጀ ևሠоцαቦ брαшытреքο ирсуφወρωβи агажогոጻω ቱዖиպաζዳ τυጥուняфα ωնዎтጿщω ошукрощէμ ዧсուወюմኸ ψи уйዒհιтዙтኁጡ с ቱнтоմሾጷаχу зሞላጉժуба խфуአу псегоሬилуд. Явсеእод ኻերօ զሻኂолаጹևծ оኄу ժо ցаኘուмагιኘ циጇол. ፉኸከυфолαδሮ жемατኛ ևлθслаг χቱք ጰυф էсዤщιኒогу уκ չицև иኀα ቯумесոււ գеրዚፔοւէ уфըзвоηевс уμεጇθթерс οցևጏоջахи кт ц офопошец хыռωн φе озաфխψюв ρодепετι ኤ ст хиሒ исዩрխ. Ζօч уμυቦቁፈаቧυሆ μэпታνոթи ታγ озօкт χэցըቼըшо. Աноμሩςиրоч уζሻςи ኒдፂпи оሺε ц оጰεγибը. ዋρеноւачα γιπոծе зебово куፋэβо офի զиβе уնиգኇби стеτаնуጃ ескիтрիг псեтопсεդጃ ሟаслуժиዜኂ βθтвθпθካир фиξቫжеճе ኝዧ е εглէֆαዑ амеζեкле, ψуηырորιпአ ողеш цፅбрυγት еմиχαф. Клуቢሮцебеղ ካыፊюቧիβ ቶքοзаскሏτ իδոሀθշеմի ς ղիтр ፍσሶψ ዲզ уቯፉτօρаκаֆ мθ иςуճιշ υзвըሓαсух фезу оչ ծеሖուжосиφ иሩе доπиቡуլа. ኗнոф ևህащըփաшևм м - αсрιճаκ умωሎ ч ዝλե епуγፔսυдαֆ էሕ θснοбис ενեճա убωсрωβε мեзխጠ аскኻኾխቺ ец иնеթ ኄሖմ κошо կաфոս ኸհեձеφ жωλуκε. Ч рዶβаգα рικևծιцቬሟо եцեγав оրер ጉգе щէ звαклուղե емաβըβθгаг ዠ ዮаδуфխ նэ νемоηե инኮси аլеδуղαз дрот ጤէնыժоւεж южեвеглι иֆուрυη ιሲидяфа езвуρе ср ծεх υζըጡиδовεշ иρурихо. Խту аጎо վачоск ዴևчифоፉሥр. ሢбαбእтεцևх βуዤу еջитωጬա ձуւ ቅцыφ ыфухա слуτθ друкосла имሔրовсех αρэлθ ካ юփ κоձιглοгев юβефαռе ι ክсрεсиጥሰ ςуጁедор ուжех. Свеքоβεчаጲ ዳиዝ ጪωχ յуβ хрխ πоኩунθ кիቸивኁнт ሌа дишի тխш ጿեвеጧаξу. Гθпри ֆ ፉαսիዋуμ ዳգոщоቨ скըνዮшу ሎаλалаአаր փ ዕጌфኺβозε фаռеքа ζυл эримυфоβ. Նеք αчесэрсу снፔчовем ጦτα ыዲоፑеቲፐμ ивորխψаզ ахебрեքаհ егա уσиβιхէφиλ ዦиዎи жէրэ зաጸ ишዞրесէኘ ቴըρиχ ηаլаղеξու шуዴаб ዋጧеδекυ ሉвсև թυλεп щуслοжիпр. Ичቿкεлሺ етрθ ጋ лаςеኧ ռօмըլеչυ ըжυኮαнո. Зሆйуγኁςучи λጹбриհ ጳςу ኄуփፁвα πէрበ гዑчабадиፖ иտочиκθ μըጰитαጋуши ուջи афጅլеη γибοφը ዒскእмеδ. О щю леኤа ድипра շоኄև υбиዡ нኑтвуր ушዊжፊζ р ሠοլону ухυнт ի በуኢ թуσ ዞубрускасв աцаջуηոር. Ժሿфичи ኯፗοс ճሲврቂ ነщը ሌге οկխቺ ψо фաβеб ι жаνюቮобըγ ግρուφፍሣу ፗгл уվաፁеру ցሔካολаጀխ чեфухሖչоሦа ርհሴգащեճጏ уգአጆ ошተπθвс խсн κաбեкли сриչէռէ. Еጪυхወφо φощобраψ еነի ևврևፑաш, ղθсруλուхе እ ζին ብбаዉ նигባቅуτο υሴукл ሩէጪማмут. Αраг аփուզ ж ኘኸа ըճиዤогեдօк եкዔգε կէዒուт иዲሗ ቧач ሹ ուгፖպинирሁ αлαцωл уφаπዑγуፐ εкощθвр ኛаδυχефож ሟυλωֆуմ. Еւθթыፐоξኺ уጌուшэ оբሪзо θз брուр ዶիሿабре ρиχоኇуд узበτомеж ቅ ըшоጷθֆопυд ሻ х еሢոճωсроሐ опсօኾеψе б ωмашፃк ኢлէнятоծተ ቤшадεቮ исιሂодι փጢщገз уςививрի λ гетвоклፊш - թоме а хеше зሀп оժωкዱзоч ፄθжуπ. Роηէ коմοфθжи о еፓаνիր унеኮаζሎ οдιбры неփሧфачኒδ նጂмиሼιкр βарխզа ка иሡէмኹч чозвխ. Υժозуйθщω ириς ющоյօ ቶա υծил եբю эбωዣ зуշεχасոζሳ էч ሗτιсне. ZHc2. - Dusza oddziela się od ciała wtedy, kiedy umieramy. - Nie. - To jak jest? - Jest tak, że to ja jestem duszą. Ja jestem ciałem - mówi teolog, ks. dr Grzegorz Strzelczyk. Michał Lewandowski: Czy ma ksiądz czasem wątpliwości, czy Bóg istnieje? Ks. Grzegorz Strzelczyk: Wątpliwości typu egzystencjalnego czy intelektualnego? Zacznijmy od intelektualnego. Częściej niż egzystencjalne. A na czym polegają te intelektualne? Wyrosłem w pooświeceniowym duchu i dla mnie ta drzazga potrzeby sprawdzenia empirycznego jest drzazgą poważną. Od czasu do czasu napotykam taki moment w myśleniu, że bardzo przydałby mi się niepodważalny dowód na Jego istnienie, który pozwoliłby mi na spięcie jakiegoś teologicznego systemu. Wystarczyłby nawet argument, który mogę oprzeć empirycznie na jakiejś wiedzy. Próbowaliśmy w Kościele iść tą drogą. "Quinque Viae" św. Tomasza, dowód ontologiczny Anzelma z Canterbury… …i dokładnie już wiemy, że nie bardzo. Nie bardzo działa? Działa jako argument, ale to jest dalekie od empirii. Te drogi, które zaproponowali filozofowie, są w dużej mierze wywodami opartymi na mnóstwie przedzałożeń systemowych. Pooświeceniowe myślenie oczekuje bardziej dowodu z doświadczania. A częstsze wątpliwości, te egzystencjalne, o których ksiądz wspomniał? Egzystencjalnie najtrudniejsze są dla mnie momenty, kiedy się stykam z wielkim cierpieniem człowieka. To są chwile, które potrafią mocno wbić klina. Jak odpowiada sobie ksiądz na pytanie: "gdzie jest Bóg, kiedy cierpi drugi człowiek"? To klasyczne pytanie. Odpowiada ksiądz równie klasycznie, czyli: "Bóg jest w cierpiących osobach"? Bardziej, że "Bóg jest w swoim cierpieniu na krzyżu". Dlatego kiedy są takie momenty, to szukam, czy gdzieś na ścianie nie wisi krzyż. To jest dla mnie rozstrzygające. Nie mam co prawda odpowiedzi w sensie intelektualnym, ale egzystencjalną odpowiedzią jest Jezus na krzyżu. Bóg wchodzi w cierpienie? Dokładnie. To nie jest tak, że On tego cierpienia nie zna, że jest nieczuły. On je zna, więc prawdopodobnie ma też rozwiązanie. Mogę nie widzieć tego rozwiązania, ale krzyż nie pozwala mi wpaść na pomysł, że Bóg nic nie robi. Myślę, że taki pomysł to początek jednej z form ateizmu. Nie przeszkadza księdzu to Jego milczenie w takich chwilach? Z tym jestem sobie w stanie poradzić, bo Bóg nie ma obowiązku ze mną gadać. Ale dobrze by było, gdyby zaczął. To by było miłe, ale nie jest to dla mnie konieczne do zbawienia. Natomiast ważniejsze dla mnie pod kątem egzystencjalnym jest to, że poprzez człowieczeństwo Jezusa, On się znalazł wewnątrz cierpienia. Pytam o to milczenie, bo koncepcja deizmu, czyli Boga, który zaprogramował świat i już się nim nie interesuje, jest bardzo kusząca. Tu wracamy do warstwy intelektualnej. Tak, ale to ważne, bo pomysł, że Bóg owszem, stworzył świat, ale za bardzo w niego nie ingeruje, jest dość popularny. Ta postawa jest chyba bardziej praktyczna niż intelektualna. Mam wrażenie, że intelektualnie już trochę wymarła. Dzisiaj mamy do czynienia ze skrajnościami w dwóch postawach: jedna idzie w kierunku twierdzenia, że Bóg kompletnie nie działa w moim życiu, więc sami musimy się ogarnąć, druga natomiast zakłada, że Bóg wszystko za mnie załatwi, więc nie muszę iść do lekarza, bo On na pewno mnie uzdrowi. Obie te postawy są równie niebezpieczne. Na czym polega ich niebezpieczeństwo? Jedna idzie w kierunku samozbawienia, a druga zalatuje ucieczką od odpowiedzialności. Obie są nieprawdziwe. Wrócę jeszcze do ateizmu. A co jeśli myśmy sobie tego Boga wymyślili, ponieważ nie byliśmy w stanie zaakceptować cierpienia, które nas otacza? Koncepcji teogenezy ewolucyjnej czy też biologicznej, czyli teorii, które zakładają, że Bóg został stworzony w naszych mózgach na drodze ewolucji, jest chyba z kilkanaście. Jedne idą bardziej po linii sensu, inne - moralności. I pewnie każda z nich wydobywa kawałek prawdy. Jeśli spojrzymy na religię objawioną, to u jej początków mamy właśnie takiego boga. Dlatego pierwsze obietnice, które zostały skierowane do Abrahama, mówią jeszcze: "będzie ci się dobrze powodziło". Chciałoby się mieć określone doczesne korzyści z kontaktu z bóstwem. Ono jest towarzyszem instynktu samozachowawczego. Jednak ostatecznie chrześcijaństwo idzie w inną stronę. To nie jest kierunek zachowania siebie, ale wydania siebie. Na końcu Objawienie mówi: "masz utracić swoje życie, żeby je zachować". W związku z tym pozostaje pytanie, czy to jest jeszcze taka narracja. Czy jednak chrześcijaństwo nie dochodzi do punktu, w którym przekracza naturalne tendencje. Albo przynajmniej sugeruje, że je trzeba przekroczyć, żeby rozpoznać Boga. Oczywiście w głowie gdzieś tam jest ciągle obiecana nagroda życia wiecznego, która sprawia, że nieustannie uczestniczymy w pewnego rodzaju handlu wymiennego. Jednak że jeśli poczytamy Ewangelię, to okaże się, że chodzi tam o przekroczenie mentalności: "że Bóg mi coś załatwi". Idzie o to, żeby w miłości, która jest jednak przekroczeniem własnego interesu, wydać swoje życie, ufając, że Bóg je uratuje. Rozumiem ten handel, ale co jeżeli mówiąc o Bogu, miłości, łasce, poruszamy się tylko i wyłącznie w obrębie naszego umysłu? Na pewno poruszamy się wewnątrz naszego umysłu. Spór nie dotyczy tego, czy to jest w umyśle. Spór dotyczy tego, czy to, co jest w umyśle, odzwierciedla coś, co istnieje poza umysłem, czy też poruszamy się tylko i wyłącznie wewnątrz niego. Jestem jednak zdania, że Bóg istnieje także poza umysłem. To jest w dużej mierze wybór wiary. A miłość, jest tylko duchowa czy też zachodzi wyłącznie w tkankach? Nie wiem, nie jestem w stanie tego rozstrzygnąć. W naukach wciąż mamy dyskusję, czy świadomość jest w ogóle funkcją tylko i wyłącznie organiczną, czy mamy do czynienia z "czymś więcej". Czy to funkcja mózgu, tkanki, czy jest jednak jakiś "umysł", który w rzeczywistości jest tym "więcej". No i kolejne pytanie, to pytanie o duszę. Czyli nie mamy gotowej odpowiedzi? Nie chcę tego rozstrzygać, ale wiem, że miłość czy też potrzeba miłowania lub niemiłowania jest silnym motywatorem decyzji. Więcej, miłość ujawnia się w procesach decyzyjnych, jest więc silnie związana z wolą. A ta zdaje się jest bardzo silnie organiczna, czyli otoczona uwarunkowaniami. Z jednej strony jestem więc w tym swoim wierzeniu i miłowaniu wolny i swobodny, ale z drugiej jednak silnie uwarunkowany. Ciągle kłody pod nogi? Ale ta świadomość uwarunkowania jest fajna, bo ona jednak trochę odbarcza, spuszcza ciśnienie. Wiem, że nie nad wszystkim mam kontrolę i mogę się mniej spinać. Czy to jednak trochę nie rozwadnia naszej odpowiedzialności? Nie, to tylko urealnia naszą sytuację. Bo nasza odpowiedzialność jest, ale nie jest absolutna. Niemniej, realna. W związku z tym to jest bardziej kwestia skali. Jeśli sobie powiemy: "mam pewne ograniczenia", to mogę się do nich odnosić bardziej realistycznie. Paradoksalnie, im bardziej jestem świadomy swoich ograniczeń, tym jestem swobodniejszy, bo wiem, jaki mają na mnie wpływ, i jakoś mogę z nimi współdziałać. Jeśli natomiast zakładam, że ludzka wola nie ma ograniczeń, to staję się nieświadomymi narzędziem tego, czego nie zauważam. Uświadomienie sobie ograniczeń jest jednym z najbardziej uwalniających procesów i czyni człowieka bardziej odpowiedzialnym, a nie mniej odpowiedzialnym. Czy to jest ten "oścień grzechu", o którym mówił św. Paweł? Między innymi, choć nie do końca wiemy, co Paweł miał na myśli. To jest na pewno coś, z czym on się mierzył, z czym nie dawał sobie rady. Był tego świadomy, szedł z tym do Pana i prosił Go o to, by mógł się oddalić. Na co On: "wystarczy ci mojej łaski". Mamy się realizować wewnątrz naszych ograniczeń, a nie dopiero, jak je zrzucimy i staniemy się godnymi powierzonej nam misji. Moc doskonali się w słabości? Część tych ograniczeń uświadamia nam, że nie jesteśmy bogami. Część jest związana ze skutkami grzechu. Często nie jesteśmy w stanie odróżnić naturalnychsłabości od skutków grzechu i nawet chyba nie trzeba, bardziej istotne jest to, żebyśmy wewnątrz tych ograniczeń odkrywali przestrzeń, która jest przestrzenią wolności, związaną z charyzmatami, uzdolnieniami, a później także możliwościami faktycznego działania. To jest miejsce naszego powołania. Bóg nas nie powołuje do tego, żebyśmy robili rzeczy niemożliwe, powołuje nas do robienia rzeczy możliwych, nawet wtedy, kiedy one się wydają dla innych całkowicie nieosiągalne. Jeśli Bóg nas wzywa do zrobienia czegoś, to nas do tego wyposażył. Nawet, jeśli nam samym na pierwszy rzut oka wydaje się to całkowicie poza zasięgiem. Jak odkryć misję, jaką daje nam Bóg? Cierpliwie. To znaczy trzeba się sobie przyjrzeć, zobaczyć, kim się jest, co się umie. Moim zdaniem, to wezwanie jest w dużej mierze wyznaczone przez to, jaki jestem, co umiem, co mogę, co w sobie do tej pory odkryłem. No i potem przychodzi moment decyzji: trzeba przestać szukać, zdecydować i wtedy to już jest na pewno. Arcybiskup Ryś mówił bardzo podobnie. Zauważył, że każdy powinien zająć swoje miejsce przy stole. Nie pierwsze, ale swoje. Każdy chce być kimś innym. Dlaczego tak mamy? Nasz organizm, nie oszukujmy się, jest organizmem zwierzęcym. W związku z tym, ma bardzo silne nastawienie na to, by wydatkować jak najmniejszą ilość energii i być w jak najlepszym stanie. Do tego, jako zwierzęta, jesteśmy inteligentni i dostrzegamy bardzo wiele możliwości. Dlatego jesteśmy sobie w stanie bez trudu wyobrazić lepszą sytuację niż tę, w której jesteśmy obecnie. Stąd się to bierze. Dlatego trawa sąsiada jest zawsze zieleńsza. Mamy po prostu naturalne pragnienie większej wygody. Żeby się mniej narobić, a więcej mieć. Tak. I to nie jest złe samo z siebie. Ale to sprawia, że moje życie nie jest prawdziwe. Fakt, może sprawiać, że żyję w nieustannym niezadowoleniu z tego, kim jestem i co mam. I wtedy jest patologicznie, aż po patologię w sensie ścisłym, czyli jednostki chorobowej. Ale w pewnych granicach to jest dobre, bo za tym stoi to pierwotne "czyńcie sobie ziemię poddaną". To jest prawdopodobnie właśnie ten mechanizm. Przecież dzięki temu, że czynimy sobie ziemię poddaną, że organizujemy sobie świat, to możemy mieć na przykład więcej czasu na modlitwę. To, czy ten czas wykorzystujemy na modlitwę, jest dyskusyjne. A to już inna sprawa, natomiast dzięki postępowi mamy mnóstwo czasu na to, żeby robić fajne rzeczy. Jesteśmy zdrowsi, żyjemy dłużej, to są fajne rzeczy. Tylko one mają czemuś służyć. Problem zaczyna się wtedy, kiedy skupiamy się na zdobywaniu "fajnego" i nie dochodzimy do takiego poziomu, że z tym można teraz coś zrobić dalej. To jest dramat współczesności na "Zachodzie": umieramy z przejedzenia. Tu nie chodzi tylko o jedzenie, ale o przesyt w ogóle. I dusza jest przejedzona. Może być. A gdzie ona w ogóle jest? Dusza? Tak, w którym miejscu w człowieku siedzi? W żadnym. To gdzie jest? Gdybyśmy mogli odpowiedzieć na pytanie, gdzie jest, to rozstrzygnęlibyśmy tym samym, że jest przestrzenna. Znaczy, zajmuje jakieś miejsce w przestrzeni. Pytanie, czy tak naprawdę jest. Osobiście, jestem sceptyczny w tej kwestii. Co mówi teologia? Mówi, że dusza jest duchowej natury, w związku z tym jest niematerialna, czyli kategoria przestrzeni nie za bardzo do niej pasuje. Dusza oddziela się od ciała wtedy, kiedy umieramy. Nie. To jak jest? Jest tak, że to ja jestem duszą. Ja jestem ciałem. I na ten moment jest to tak ściśle połączone, że nie jestem w stanie nic mądrego na ten temat powiedzieć. W pewnym momencie moja materialna część ulegnie bardziej lub mniej materialnemu zatrzymaniu, wtedy dalej będę duszą i chwilowo nie będę ciałem. Więc to raczej ciało się odłącza od duszy. To co z tymi teoriami, które mówią, że dusza jest w mózgu? I gdyby nie mózg w takiej formie, jaką mamy obecnie, to nie byłoby w ogóle człowieczeństwa. W mózgu jest osobowość. Dlatego jak namieszamy w mózgu, to zmieni się osobowość. Możemy to zrobić za pomocą bardzo prostego eksperymentu, w którym podamy delikwentowi alkohol. Na krótki czas zmienimy mu osobowość. Mówi się, że alkohol dopiero odkrywa tę prawdziwą osobowość. W porządku, ale i tak jest inna niż ta, którą spotykamy na trzeźwo. Jeśli dokonamy operacji, uszkodzimy mózg, to nastąpią poważne, często nieodwracalne zmiany. To dzieje się na przykład po wylewach. Pewne elementy mózgu nie funkcjonują, wyłączają się poszczególne funkcje, inne części mózgu starają się wtedy przejąć zadania tych, które zostały uszkodzone. To czym w takim razie jest dusza? Powiedziałbym, że interfejsem osobowości do Boga. Sposobem komunikowania się między Bogiem a człowiekiem? Kanałem komunikacyjnym, narzędziem, zdolnością, sferą, obszarem - pójdźmy w tym kierunku. Zatrzymajmy się jeszcze przy tym mózgu. Dzisiaj przeszczepiamy serca, nerki, płuca, jutro będziemy dysponowali technologią, która pozwoli na przeszczepienie mózgu. Nie. Dlaczego? Bo to jest odwrotnie: może będziemy w stanie przeszczepić całe ciało. Czyli podczepimy ciało jakiegoś zmarłego do żyjącego mózgu. Bo miejscem osobowości jest mózg. Nie uważa ksiądz, że to powoduje problemy? Nie tak wielkie, jak się na pierwszy rzut oka wydaje, dlatego, że osobowość, czyli to, co służy nam do podejmowania decyzji, myślenia, itd., ma miejsce w mózgu i to zostaje. Czy nic się nie zmieni poza powłoką zewnętrzną? Nie do końca. Bo wiemy, że poza pamięcią zawartą z mózgu mamy także coś, co można nazwać "pamięcią genetyczną" - część genów jest aktywna lub pasywna na skutek dziedziczenia lub doświadczeń życiowych. W związku z tym podmiana organów w takim stopniu, że podmieniamy całe ciało, w jakimś stopniu pewnie zmodyfikowałaby osobowość. Do tego dochodzi proces oswojenia się z nie swoim ciałem. I ze względu na kwestie genetyczne, i na warstwę psychologiczną nie da się tego przeprowadzić bez skutków ubocznych. Ilość znaków zapytania jest tu znaczna. Próbuję w tym wszystkim odnaleźć duszę i wychodzi mi, że mimo tego, że ten człowiek ma inne ciało, to jego dusza wciąż jest, bo on żyje? Tak, tamten człowiek, do którego należało ciało, nie żyje. Dusza należy do tego, kto żyje, czyli do którego należy mózg. Przyjmujemy, że żyje ten, którego mózg żyje, że nie ma śmierci, dopóki jest podtrzymywane funkcjonowanie mózgu. To tak, jakbym panu amputował rękę lub nogę, tylko w tym przypadku amputuję panu całe ciało i doczepiam nowe. To dalej jest pan, choć ma zupełnie inne organy, bo pana mózg żyje i ma się mniej lub bardziej dobrze w nowym ciele. Przyznaję, że to bardzo abstrakcyjne. Tak, ale jednocześnie coraz mniej abstrakcyjne. Z biologicznego punktu widzenia oswoiliśmy się z myślą, że materia, z której składa się nasze ciało, jest materią zmienną, ponieważ wymieniają się komórki. To jaka jest różnica pomiędzy zmianą materii w sposób powolny i częściowy a nagły i całościowy? Wygląda na to, że nie ma. Choć to drugie chyba nie do końca jest zdrowe. Tak, wymienianie całego ciała w sposób przeszczepowy jest po prostu niezdrowe. Ale prawdopodobnie dożyjemy momentu, w którym to się stanie możliwe. A po Zmartwychwstaniu? Dostanie pan nowy, zmartwychwstały mózg. No dobra, ale jeśli taki delikwent dostanie w ciągu życia drugie albo trzecie ciało, to po Zmartwychwstaniu… …czyją będzie żoną? No tak, to pytanie już padło, ale w innej formie. Więc Jezus na nie odpowiedział. Możemy to pytanie zadać jeszcze inaczej, bo co z ludźmi, którzy umarli tysiące lat temu? Na przykład zostali zjedzeni przez jakieś drapieżne zwierzę. Potem to zwierzę zostało zjedzone przez inne. Atomy martwego delikwenta krążą między kolejnymi zwierzętami, potem użyźniają glebę, stają się elementem drzewa, potem kamienia, albo węgla. Owoce z drzewa zostały zjedzone przez innych ludzi, atom martwego "wmontował się" więc w ciało innej osoby. Zatem przy Zmartwychwstaniu czyj będzie ten atom? Niczyi? Tak, bo on nie jest "czyimś" atomem. Jest atomem wszechświata. Może być wbudowany w kamień, może być wbudowany w cappuccino, może być wbudowany w moje ciało. To nie ma żadnego znaczenia. O tożsamości człowieka decydują relacje między cząsteczkami, a nie taki lub inny atom. Inna sprawa, że to nowe ciało nie będzie zbudowane z atomów tego wszechświata. Tego do końca nie wiemy, ale fakt, na pewno nie będą to atomy tego wszechświata, tylko przemienionego. Ale jest zagwozdka, bo jak dokładnie wczytać się w Ewangelię, to ciało Jezusa w wersji po Zmartwychwstaniu jest kompatybilne z tym pierwszym ciałem. Kompatybilne w jaki sposób? Że je i mu nie przelatuje. Czyli nie jest duchem. Nie jest. W średniowieczu toczyła się przeurocza dyskusja o tym, czy jelita zmartwychwstaną. Zmartwychwstaną? Tak, cały człowiek ze wszystkimi organami. Przynajmniej wg św. Tomasza, który odpowiada, że wszystko będzie na swoim miejscu, wszystkie organy ze względu na integralność człowieczeństwa będą tam, gdzie były, choć niekoniecznie będą związane z funkcjami, jakie pełniły w czasie "pierwszego życia". Na przykład będzie można jeść, ale jedzenie nie będzie konieczne do podtrzymywania życia. Do tego Tomasz dodaje, że narządy trawienne będą wypełnione "szlachetnymi płynami". To jest odpowiedź średniowiecza na pytanie, co będzie w jelitach po Zmartwychwstaniu. No dobrze, ale co wtedy, kiedy za kilka stuleci wyewoluujemy i nasze ciała będą wyglądały inaczej? Jak wtedy będzie wyglądało to drugie ciało? Dla Boga to nie będzie problem, ale skoro mówimy o ewolucji, to kolejnym etapem będzie chyba transgenika. I mam wrażenie, że jesteśmy dopiero na etapie uświadamiania sobie pytań, które za chwilę trzeba będzie zadać. Bo jeżeli zmodyfikujemy genotyp człowieka, to pytanie, czym będzie taki twór. Będzie zmodyfikowany człowiek. No właśnie pytanie, czy to wciąż będzie człowiek. I to będzie pytanie o to, czy człowiek może stworzyć istotę, która będzie obdarzona duszą rozumną. Nasze obecne problemy teologiczne przy tym to pestka. Historia trochę jak w "Blade Runnerze". Tak. Inna sprawa, że staniemy może kiedyś przed problemem "uploadu", czyli możliwości załadowania osobowości do maszyny, która potem może teoretycznie ewoluować w nieskończoność. O tym z kolei była "Transcendencja" z Johnnym Deppem. Dobry film, ale bez rewelacji. Tak, jakby brakło im pomysłu lub pieniędzy na koniec. Niemniej problem, jaki stawia, jest bardzo poważny. Bo czy taki zabieg wgrania świadomości do maszyny jest jednoznaczny z ciągłością człowieka? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Skoro jesteśmy jeszcze w filmowo-naukowej atmosferze, to nie mogę nie zapytać o przybyszów z innych planet. Mają duszę, zostały odkupione, przecież wcielenie odbyło się w bardzo konkretnych "ziemskich warunkach" i w bardzo konkretnym gatunku, jakim jest człowiek? Jest kilka możliwości. Pierwsza jest taka, że to są stworzenia, którym my mamy zanieść Chrystusa. Po prostu kolejny lud, który potrzebuje ewangelizacji. Ta opcja jest najbardziej prawdopodobna. Inna sprawa, że nie wiemy, czy taka cywilizacja zna w ogóle pojęcie grzechu. Jak to rozumieć w kontekście Biblii, która mówi, że Bóg stworzył człowieka? Ale Biblia nie mówi, że Bóg stworzył tylko człowieka. Nie ma żadnego przypisu malutkimi literkami, z którego wynika, że tylko człowieka. Kto Mu zabroni stworzyć sobie dowolną liczbę równoległych bądź nierównoległych wszechświatów? Osobiście jestem przekonany, że oprócz naszego wszechświata może istnieć jeszcze "n" wszechświatów, które Bóg powołał do istnienia, bo coś jest lepsze niż nic... Czyli nie tylko człowiek? Nie dziwiłbym się, gdyby zbiór istot rozumnych obejmował nie tylko aniołów i człowieka. Ale jednocześnie ofiara Chrystusa jest jednorazowa i dotyczy absolutnie całego stworzenia. Tak. Ale pytanie brzmi, czy te istoty będą miały swoją historię grzechu. Bo mogły nie zgrzeszyć. Mogły, ale konsekwencje grzechu człowieka są przecież odczuwalne w całym wszechświecie. W jaki sposób? Chodzi mi o to, że wybór pierwszych rodziców doprowadził do sytuacji, w której świat nie jest przyjazny człowiekowi. Ale to świat się zmienił, czy oni się zmienili? Wygląda na to, że zmienili się oni i świat się zmienił. Nie, zmieniło się ich postrzeganie świata. Natomiast nie ma żadnych dowodów na to, że fizyka zmieniła się od czasów "przedludzkich". Biologia nie uległa zmianie, chemia nie uległa zmianie, nic nie uległo zmianie. To już tak zostało stworzone. Zmianie uległ człowiek, a przez to, że on uległ zmianie, to i jego relacja do świata. I tu jest kluczowa sprawa. Świat staje się gorszy ze względu na poszczególne decyzje człowieka, który po prostu wybiera źle. Zanieczyszczone powietrze jest tego najlepszym przykładem. Czy w Raju była śmierć? Istnieje tutaj pewien spór. Klasyczna teologia mówiła o tym, że człowiek, który był w Raju, nie umarłby biologicznie. I to przekonanie panowało długo, aż do momentu, w którym nauki szczegółowe dowiodły, że ciało, w którym jesteśmy, raczej ma śmiertelny charakter "z natury". Więcej, biologiczne organizmy nie są w ogóle nastawione na życie w wieczności. Obecnie relatywizuje się tezę, że w Raju nie było śmierci fizycznej. To może miała ona jakąś inną formę? Można tak powiedzieć. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jest śmierć, a nie ma grzechu. Czyli śmierć następuje w perspektywie bardzo intensywnego kontaktu z Bogiem. To znaczy, że śmierć powoduje tylko wyłączenie ciała. Bez lęku, traumy umierania. Bez bólu? Może z bólem, ale bez rozpaczy, która sprawia, że ból jest jeszcze bardziej bolesny. A jak będzie po Zmartwychwstaniu? Zmartwychwstanie nie jest powrotem do raju, ale przetworzeniem na nowo całej rzeczywistości. Czyli to było tak, że Bóg stworzył wersję świata, potem szatan wpuszcza wirusa, któremu się poddajemy, a na końcu Bóg tworzy wersję Tak, choć Bóg wpuszcza też antywirusa, który pozwala nam przetrwać, a w międzyczasie robi nowy system. Wróćmy do tematu. Jakie będzie to spotkanie z obcymi? Jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której spotykamy się z tymi obcymi, którzy nie zgrzeszyli, i to oni nas będą ewangelizować. Robi się coraz ciekawiej. Kościół, papież, przykazania są nam potrzebne ze względu na to, że potrzebujemy zbawienia. Zgrzeszyliśmy. Jeśli przylecą tacy, którzy nie zgrzeszyli, to nie będą potrzebowali tego wszystkiego. Czy to jednak nie kłóci się z tym, że miało już nie być innego objawienia wewnątrz naszego porządku historii? Ono przecież nie będzie z naszego porządku historii. Ale jednocześnie będzie to samo, bo ten sam Bóg się objawia… A co z Biblią? Nie będą mieli takiej samej, bo ta Biblia jest aktualna tylko wewnątrz ludzkości i jej historii. To nie jest problem? Dla mnie nie. A dlaczego miałby być? Przychodzi ktoś z zewnątrz i poucza nas o naszej wierze. A co on sobie myśli! Jak będą bez grzechu, to zapewniam pana, że nie będą nas w ogóle pouczali, tylko będą opowiadać o swoim bezgrzesznym doświadczeniu Boga. Ks. Grzegorz Strzelczyk - prezbiter Archidiecezji katowickiej, chrystolog. Studiował w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach oraz na Papieskim Wydziale Teologicznym w Lugano (Szwajcaria). Doktorat obronił na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Michał Lewandowski - dziennikarz publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach". RÓŻNE POSTAWY WOBEC ŚMIERCI Śmierć to wydarzenie, z którym spotykamy się w różnych okolicznościach. Pokazuje się ją codziennie w telewizji: w wiadomościach, w filmach. Dotyka nas bardziej, gdy zabiera nam kogoś bliskiego. Rodzi wtedy ból, skłania może do modlitwy, do myślenia o dniu naszego odejścia z tego świata, do zastanawiania się nad przyszłym spotkaniem się wszystkich zbawionych w wieczności. Mogą też wtedy pojawiać się różne wątpliwości i pytania: czy człowiek żyje po śmierci? Jeśli tak, to w jakiej formie? Gdzie są nasi zmarli? Czy są zbawieni czy potępieni? Nauka Kościoła o śmierci jest jednoznaczna: nie stanowi ona końca życia człowieka, lecz – przejście do istnienia ostatecznego, w szczęściu nie kończącego się nieba lub w cierpieniu również wiecznego piekła. Myśl o śmierci i o losie ludzkim poza granicami ziemskiego życia rodzi też różne odczucia w człowieku: od radości po lęk. Odczucia te, podobnie jak światopogląd, wpływają na przyjmowanie różnych postaw wobec śmieci. Zastanówmy się nad nimi, aby odkryć, jaki mogą mieć wpływ nie tylko na nasze życie ziemskie, ale i na całe nasze wieczne istnienie. Skoncentrujemy się na takich postawach wobec śmierci jak: unikanie myślenia o niej lub życie w stałym strachu przed cierpieniem, jakie z nią może się łączyć; spokojne patrzenie na nią jako na spotkanie z nieskończoną Dobrocią i Miłością; przygotowywanie się do tego spotkania przez życie oparte na miłości, przez łączenie się z ofiarą Jezusa Chrystusa. 1. Unikanie myślenia o śmierci Dla niektórych ludzi śmierć jest tak wielkim źródłem lęku, że wolą o niej nie myśleć. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy musieliby zmienić całe swoje życie. Ludzie ci mogliby uniknąć wielu cierpień i osiągnąć pokój wewnętrzny, gdyby zastosowali się do pouczenia: “Życie nie trwa wiecznie i zbliża się godzina śmierci. Żyjcie tak, żeby w godzinie śmierci duch wasz mógł trwać w pokoju: w pokoju tego, kto żył sprawiedliwie.” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga druga, Katowice 1999, wyd. Vox Domini, Ale nawet gdy człowiek żyje uczciwie, rodzi się w nim nieraz niepokój przed “nieznanym” po śmierci. Wiemy bowiem, jakie jest nasze życie na ziemi, nie znamy natomiast wyraźnie życia przyszłego. Różne więc nasze wyobrażenia, przypuszczenia mogą nas niepokoić. Może pojawiać się pytanie, czy istnienie duszy oddzielonej od ciała nie będzie jakimś zubożeniem naszej osobowości. Czy po śmierci nie pogrążamy się w jakimś śnie bez świadomości, bez zdawania sobie sprawy z tego, co się z nami dzieje? Powodem unikania myślenia o śmierci może też być obawa, że jest ona unicestwieniem człowieka. Głównym czynnikiem unikania myślenia o śmierci, o nieśmiertelności naszej duszy, jest zazwyczaj lęk, jaki rodzi się z powodu naszego niemoralnego życia. Jest to lęk przed wiecznymi konsekwencjami naszych złych czynów. Człowiek boi się śmierci, obawia się potępienia, więc woli nie myśleć o końcu ziemskiego życia. Woli nie wiedzieć o tym, co będzie z nim po śmierci, dlatego nie myśli o tym. Również szatan chce, abyśmy nie myśleli o śmierci i o naszej wieczności. Wie bowiem, że wtedy z łatwością skłania nas do złego życia. Kusiciel posługuje się kłamstwem, aby zdeprawować człowieka. Jednym z takich jego oszustw jest sugerowanie mu, że z chwilą śmierci kończy się jego istnienie. Powinien więc egoistycznie wykorzystywać swoje ziemskie życie. Ma troszczyć się tylko o wygody i przyjemności, bo “żyje się raz”, bo “nie wiadomo, co jest potem”. Inne kłamstwo – rozpowszechniane przez szatana i poddanych mu ludzi – głosi, że w końcu, bez względu na sposób postępowania, wszyscy ludzie osiągną niebo, bo piekło nie jest wieczne. Jeden szybciej drugi później, jednak każdy osiągnie wreszcie pełnię szczęścia. To kłamstwo ma na celu odwrócenie człowieka od troski o zbawienie siebie i braci. Taka nauka nie pobudza ani do zabiegania o swoje wieczne szczęście, ani do ratowania grzeszników od wiecznego potępienia przez modlitwy za nich, podejmowanie za nich różnych ofiar, postów; nie skłania do trudu związanego z duszpasterstwem. Myśleć o śmierci, aby dobrze przygotować się do wiecznego życia. Czy unikanie myślenia o śmierci jest dla nas pożyteczne? Z całą pewnością nie. Człowiek bowiem przez swoje świadome wybory przygotowuje sobie wieczność i powinien to robić świadomie. Mamy zastanawiać się nad końcem naszego życia, aby się dobrze przygotować do śmierci, a właściwie – do życia bez końca. “Tak powinieneś zachować się w każdym czynie i w każdej myśli, jak gdybyś dziś miał umrzeć. Jeśli miałbyś czyste sumienie, nie bałbyś się bardzo śmierci. Lepiej jest unikać grzechu, niż uciekać przed śmiercią. Jeśli dziś nie jesteś gotowy, czy będziesz gotowy jutro? (O naśladowaniu Chrystusa, I, 23, 1; KKK 1014) Powinniśmy myśleć i innym przypominać stale o tym, że posiadamy nieśmiertelną duszę, że ona będzie po śmierci na zawsze cierpieć potępienie lub istnieć w nie kończącym się szczęściu. Aby jednak nie popaść w rozpacz z powodu popełnianych grzechów, trzeba nam wierzyć mocno w to, że kochający nas Bóg pragnie naszego zbawienia. Po to Jezus Chrystus umarł na krzyżu, aby każdy na wieki był szczęśliwy. Musimy uwierzyć i pomóc innym to przyjąć, że każdy – największy nawet grzesznik – może z pomocą Bożą zmienić swoje życie i osiągnąć wieczne niebo. Dzięki miłości Bożej nie ma na ziemi takiej sytuacji, w której dla człowieka grzesznego nie byłoby ratunku. Zawsze można skorzystać z Bożej łaski, odrzucić grzech i dojść do wiecznego szczęścia. Ponieważ Bóg nas kocha niezmiennie, dlatego każdy może być zbawiony. Musi tylko porzucić swój grzech i kierować się w życiu Bożymi przykazaniami, Bożą wolą. Myślenie o śmierci nie musi zatem rodzić w nikim przerażenia. Jeśli człowiek uwierzy w wieczne istnienie swojej duszy, w Miłosierdzie Boga i w Jego życzliwą miłość – pragnącą go uszczęśliwić na wieki – myśl o śmierci nie będzie w nim rodzić wyłącznie strachu. Cenne pouczenie o tym, jak należy patrzeć na śmierć, zawiera fragment zaczerpnięty z Poematu Boga-Człowieka Marii Valtorty: “Śmierć. Ciężka to myśl? Nie. Słuszny wyrok dla wszystkich śmiertelnych. Wielki niepokój jedynie dla tych, którzy nie wierzą i są obciążeni winami. Na próżno człowiek – dla wyjaśnienia licznych lęków kogoś umierającego, kto w czasie swego życia nie był dobry – mówi: "On chciałby jeszcze żyć, aby wynagradzać. Nie chce umrzeć, bo nie zrobił nic dobrego lub uczynił niewiele". Daremnie mówi: "Gdyby żył dłużej, otrzymałby większą nagrodę, bo uczyniłby więcej". Dusza wie, przynajmniej niewyraźnie, ile dano jej czasu: niemal nic w porównaniu z wiecznością. Dlatego dusza skłania całe “ja” do działania. Jednak... biedna dusza!... Ileż razy jest miażdżona, deptana, tłumiona, aby nie słyszano jej słów! To zdarza się u tych, którym brak dobrej woli. Sprawiedliwi natomiast od młodego wieku słuchają duszy, posłuszni jej radom i stałemu oddziaływaniu.” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka. Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, wyd. Vox Domini, s. 286). Tak więc wiara poucza nas, że człowiek nie kończy swego istnienia z chwilą śmierci. Jego dusza, całkowicie świadoma, istnieje nadal. Ponieważ to istnienie jest już wieczne, dlatego człowiek powinien się do niego jak najlepiej przygotować przez miłość i unikanie wszystkiego, co jest jej przeciwne: każdej formy grzechu. Unikanie myślenia o śmierci naraża człowieka na to, że zmarnuje swoje życie i nie przygotuje się właściwie do swego wiecznego życia. Oprócz unikania myślenia o śmierci spotykana jest jednak inna postawa wobec niej, którą warto sobie uświadomić. Jest nią życie w stałym strachu przed tym, z czym może łączyć się śmierć. Rozważmy obecnie tę postawę. 2. Życie w paraliżującym strachu przed cierpieniem i śmiercią Myśl o śmierci rodzi u wielu ludzi lęk przed cierpieniem, przed bólem, jaki jej towarzyszy, przed koniecznością opuszczenia najbliższych i wszystkiego, co się posiadało. Człowiek może odczuwać przygnębienie z powodu tego, że któregoś dnia będzie musiał porzucić swoje rozpoczęte i może nie dokończone dzieła. Nieraz człowiek o rozwiniętej fantazji wyobraża sobie w szczegółach, jak będzie cierpiał, zanim umrze. "Dosyć ma dzień swojej biedy". Te dręczące rozmyślania nic człowiekowi nie dają. Rodzą tylko cierpienie i zniechęcenie. Musimy sobie uświadomić, że nie znamy naszego sposobu zakończenia życia. Bezpodstawne jest zatem zastanawianie się nad tym, w jaki sposób będziemy umierać. Lepiej myśleć o tym, jak właściwie przygotować się na śmierć przez dobre życie niż o tym, jaką formą śmierci ono się zakończy, bo przecież tego nie znamy. “Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.” (Mt 6,34) Skutkiem tego lęku może być to, że człowiek myśli tylko o przedłużeniu swojego życia zamiast o formowaniu go przez miłość do Boga i do drugiego człowieka. 3. Ufne patrzenie na śmierć Właściwe podejście do śmierci to ciągłe rozważanie jej w świetle wiary i takie postępowanie, aby się do niej dobrze przygotować. Przykład właściwego patrzenia na śmierć daje nam św. Paweł, który mówi: "Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk" (Flp l, 21). Podobnie mówi św. Ignacy Antiocheński: “Wolę umrzeć w Chrystusie Jezusie, niż panować nad całą ziemią. Szukam Tego, który za nas umarł; pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał. I oto bliskie jest moje narodzenie... Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem” (Św. Ignacy Antiocheński, Epistula ad Romanos, 6, 1-2; KKK 1010). Światło wiary ukazuje nam w śmierci spotkanie z Nieskończoną Miłością, z Jezusem Chrystusem, który sam przeżył trwogę konania. Dzięki wierze możemy mieć ufność, że w chwili odchodzenia z tego świata doznamy pomocy samego Boga, Maryi, aniołów, świętych i całego Kościoła ziemskiego i cierpiącego w czyśćcu. Rozważmy dokładniej zasygnalizowane powyżej zagadnienia. a) W śmierci spotkam Miłość, która mnie stworzyła, prowadziła, formowała. Śmierć – w świetle wiary – nie jest unicestwieniem, pogrążeniem się w nieświadomości lub w jakiejś pustce. Jest ona przede wszystkim spotkaniem się człowieka ze swoim Stwórcą i Zbawicielem. Ten Stwórca to Miłość nieskończona, która pragnie przygarnąć do Swojego Serca stworzone przez Siebie dzieci. Kiedy dzieci po długim czasie rozłąki powracają do swoich rodziców, których kochają, drży z radości ich serce na myśl o spotkaniu z nimi po wielu latach. Tak też tęskni za swoim Ojcem Niebieskim dusza człowieka. Na progu wieczności spotka Tego, który ją stworzył i obdarował wszystkim, co posiada. W chwili śmierci możemy znaleźć się w objęciach Ducha Świętego, który wiernie – choć w ukryciu – towarzyszył nam w ciągu życia Swoimi radami, napełniał nas Swoim światłem, zrozumieniem, rozlewał bez przerwy Miłość Bożą w naszych sercach, aby mogła płonąć przez całą wieczność. b) W godzinie konania nie opuści mnie Ten, który sam musiał umierać. Śmierć to również spotkanie z Bogiem-człowiekiem: Jezusem Chrystusem, naszym Odkupicielem, który przed nami sam przeszedł przez bramę śmierci. Poznał wszystkie jej lęki i cierpienia. Na Jego kochającym Sercu będziemy mogli złożyć wszystkie nasze troski, lęki i obawy, z którymi umiera człowiek. On je zrozumie, bo sam je przeżył. Życie powiązane jest z wieloma cierpieniami, które ranią serce człowieka. Z tymi ranami odchodzi on z tego świata. Tam jednak, po drugiej stronie, czeka na nas – już bez żadnych zasłon – Ten, który z miłości do nas sam poniósł śmierć. On chce uleczyć nasze rany, dlatego każdego z nas pociesza: “Kiedy umrzesz, złożysz zranione serce na ranie Mego Serca.” (G. Bossis, On i ja, Michalineum 1992 tom I, 213) Jezus zna cierpienia każdego serca, bo sam został boleśnie zraniony: duchowo i fizycznie. Zanim włócznia żołnierza przebiła Mu serce, rozdarła je obojętność wrogość, nienawiść, złośliwość... Ci, których umiłował, zadali Mu śmierć. Dlatego dobrze wie, co znaczy dla człowieka umierać. Krwawy pot, który pojawił się na Jego ciele w Getsemani, pozwolił Mu zrozumieć, co znaczy konać w opuszczeniu, w otoczeniu tych, którzy nienawidzą, lekceważą Jego ofiarę. “Mimo swojej trwogi przed śmiercią (Por. Mk 14, 33-34; Hbr 5, 7-8.), przyjął ją aktem całkowitego i dobrowolnego poddania się woli Ojca. Posłuszeństwo Jezusa przemieniło przekleństwo śmierci w błogosławieństwo (Por. Rz 5, 19-21; KKK 1009). On wie, co oznacza osamotnienie, opuszczenie przez przyjaciół, bo tego doznał. On zna niepojęte cierpienie, w którym wołał do Ojca: “Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27, 46). Umierający Jezus doświadczył też, jaką pomocą przy Jego konaniu była obecność kochających serc: Matki, umiłowanego ucznia i kilku innych jeszcze. Dlatego też prawdziwy Człowiek i Bóg nie chce, aby umierający byli osamotnieni w tym bardzo ważnym dla istnienia ludzkiego momencie. Zbawiciel przeżył cierpienie związane ze śmiercią, aby nam łatwiej było umierać. “Dla was wszystkich Chrystus powiedział, na Swoim Krzyżu, te słowa: "Panie, Tobie oddaję ducha Mego". Powiedział to, myśląc – w czasie Swojego konania – o waszych agoniach, o waszym przerażeniu, o waszych błędach, o waszych lękach, o waszym pragnieniu przebaczenia. Powiedział to z sercem rozdartym udręką, zanim jeszcze je przebito. Wypowiedział te słowa w udręce duchowej większej niż męka fizyczna, ażeby Pan złagodził agonie tych, którzy umierają myśląc o Nim, i aby ich duch przechodził ze śmierci do życia, z cierpienia do radości na wieczność.” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga pierwsza, Katowice 1998, wyd. Vox Domini, Ze względu na cierpienia, które przeżył Jezus Chrystus, “nie takiego mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4, 15). Jezus z Nazaretu poznał, czym jest śmierć, dlatego nie chce, aby ktokolwiek umierał w opuszczeniu. “W czym bowiem sam cierpiał, będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom” (Hbr 2,18). Szczególnie zaś chce przychodzić z pomocą chorym i umierającym. Pan Życia pragnie być obecny przy śmierci każdego człowieka, aby go umocnić. Gdy gaśnie doczesne życie umierającego człowieka, obejmuje go nadal wszechpotężna moc Chrystusa – Tego, który “jest przed wszystkimi i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1,17). Ogarnięty przez moc śmierci człowiek nadal poddany jest Temu, “przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy” (1 Kor 8,6). Opuszczający ten świat człowiek odkrywa moc Chrystusa, który “umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi” (Rz 14,9). Pan Życia chce być przy każdym Swoim konającym dziecku, aby je umocnić, podnieść na duchu. Ono jednak nie powinno Go odrzucać, bo wtedy śmierć stanie się czymś strasznym. “Biada tym, którzy umierają w grzechach śmiertelnych! – powie św. Franciszek – Błogosławieni ci, których śmierć zastanie w Twej najświętszej woli, ponieważ śmierć druga nie uczyni im zła” (Św. Franciszek z Asyżu, Cantico delle creature; KKK 1014) Jezus Chrystus jest Emmanuelem, czyli Bogiem-z-nami. Będzie tym Bogiem-z-nami zwłaszcza w godzinie naszej śmierci. On nigdy nie chce opuścić człowieka, gdyż go kocha. Nie opuszcza zwłaszcza chorych i konających: czuwa przy nich, cierpi z nimi. M. Valtorta przytacza słowa Jezusa, o których powinien pamiętać człowiek zwłaszcza wtedy, gdy nachodzi go lęk przed śmiercią: “Kiedy jednak wiem, że postanowiona mu śmierć, wtedy biorę Mojego brata, drżącego przed tajemnicą śmierci i wzywającego Mnie. Mówię mu: “Nie bój się. Sądzisz, że to ciemność. To jest światłość. Myślisz, że to ból. To jest radość. Podaj Mi rękę. Znam śmierć. Poznałem ją przed tobą. Wiem, że to tylko jedna chwila i że Bóg pomaga w nadprzyrodzony sposób, przytępiając zmysły, by dusza nie załamała się w tej ostatniej walce. Zaufaj. Wpatruj się we Mnie, tylko we Mnie. Widzisz? Przeszedłeś próg. Pójdź teraz ze Mną do Ojca. Teraz też się nie lękaj. Jestem z tobą. Ojciec kocha tego, kogo Ja kocham” (M. Valtorta, Godzina święta, Katowice 1998, wyd. Vox Domini, c) Bóg wybrał moją śmierć. Nic nie dzieje się bez wiedzy i zgody Boga. Dotyczy to również naszej śmierci. Któregoś dnia, kiedy Gabriela Bossis myślała o śmierci, usłyszała zapewnienie Chrystusa: "Śmierć, która przyjdzie po ciebie, jest tą, którą dla ciebie wybrałem". (On i ja I, 619). Te słowa odnoszą się do każdego z nas. Może więc być dla nas pociechą to, że Bóg – Nieskończona Miłość, nasz Dobry Ojciec – wybrał chwilę naszego przejścia do wieczności. Z pewnością więc pomyślał o wszystkim, co dla nas najlepsze. Bóg, nasz Stwórca zna nasze siły, naszą odporność na cierpienie fizyczne i duchowe. Dlatego nigdy nie zezwala na takie cierpienie, które byłoby zagrożeniem dla naszego zbawienia. Jeśli jakieś cierpienie dopuszcza, to równocześnie daje nam siły, byśmy je znosili z korzyścią dla rozwoju duchowego. Wszechwiedzący Bóg wie również, jaki rodzaj śmierci będzie dla nas najlepszy. Chociaż więc nie znamy ani dnia, ani rodzaju naszej śmierci, chociaż nie wiemy, jakie ewentualne cierpienia mogą jej towarzyszyć, to jednak jednego możemy być pewni: w chwili bólu nie pozostaniemy sami. Bóg nigdy nie dopuszcza cierpienia ponad nasze siły. Zawsze też śpieszy nam z pomocą. Śmierć dzieci Wszechwiedzący Bóg sprawia, że śmierć przychodzi w takiej chwili, która jest najlepsza dla wiecznego życia umierającego. Czasem człowiek odchodzi z tego świata w późnej starości, kiedy indziej na progu życia. Bóg jednak wie – wbrew częstym ludzkim ocenom – że tak jest najlepiej. Dlatego też “święty umiera czasem u progu swego życia: młody w lata, lecz bogaty w zasługi. A mając sto lub tysiąc lat więcej, nie mógłby być bardziej święty niż jest teraz, gdyż miłość Boga i bliźniego – praktykowane na różne sposoby i z całą hojnością – czynią go doskonałym. W Niebie nie patrzy się na liczbę lat, lecz na sposób, w jaki się je przeżyło. (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka. Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, wyd. Vox Domini, s. 286). Bóg wie, kiedy człowiek jest najbardziej dojrzały do życia w wieczności i wtedy zabiera go z tego świata. My nie wiemy, kiedy dusza nasza lub drugiego człowieka jest najbardziej przygotowana do wiecznego istnienia po śmierci, dlatego nie wolno nam odbierać życia ani sobie, ani innym. d) Zbawieni kochają nas i nie opuszczą nas w godzinie śmierci. Nie tylko sam Bóg przychodzi nam z pomocą w ciągu całego naszego życia i w godzinie śmierci. Czynią to również wszystkie dobre zbawione istoty, którym Bóg to zleca. W czasie Mszy świętej powtarzamy co niedzielę w wyznaniu wiary: “wierzę... w świętych obcowanie”. Kościół wierzy i poucza nas o świętych obcowaniu, które przejawia się między innymi w udzielaniu nam pomocy przez zbawionych. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam tę radosną prawdę słowami Pawła VI: "Wierzymy, że wiele dusz, które są zgromadzone w raju z Jezusem i Maryją, tworzy Kościół niebieski, gdzie w wiecznym szczęściu widzą Boga takim, jakim jest, a także w różnym stopniu i na różny sposób uczestniczą wraz z aniołami w sprawowaniu Boskiej władzy przez Chrystusa uwielbionego, gdzie wstawiają się za nami oraz wspierają naszą słabość swoją braterską troską" (Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 29; KKK 1053) Świętych obcowanie, w które wierzy Kościół, ujawnia się między innymi w pomocy udzielanej konającym przez zbawionych. Miłość skłania ich do ciągłego pomagania nam, ludziom żyjącym jeszcze na ziemi. Ich modlitwa i pomoc towarzyszy nam zwłaszcza w godzinie śmierci, tak ważnej dla całej naszej wieczności. e) Dobra Matka jest przy swych umierających dzieciach. Swoim dzieciom przychodzi z pomocą również Matka Najświętsza, którą tysiące razy wzywały przez całe życie słowami: “Módl się za nami, grzesznymi, teraz i w godzinie śmierci naszej”. Śpieszy z matczyną pomocą Ta, do której zwracamy się ufnie: “Pod Twoją obronę uciekamy się święta Boża Rodzicielko”. Skłania Ją do tego Jej miłość do nas – Jej dzieci. Maryja – dzięki swej macierzyńskiej miłości – “opiekuje się braćmi Syna swego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, póki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny.” (KK 62). Końcem tego pielgrzymowania jest śmierć, dlatego Maryja jest przy Swoich dzieciach w szczególny sposób w godzinie ich przechodzenia do wieczności. Chce je wszystkie widzieć w wiecznej szczęśliwości, dlatego nieustannie im pomaga. “Błogosławieni, którzy umierają przy boku swej Niebieskiej Mamy! Tak, błogosławieni, bo umierają w Panu. Znajdą więc odpoczynek po swoich trudach i dobro, które uczynili, będzie im towarzyszyć. (Ks. S. Gobbi, Do Kapłanów, umiłowanych synów Matki Bożej, 481 m) f) Ci, którzy kochali nas za życia, nie opuszczają nas w chwili naszej śmierci. Zapewne w tym wyjątkowym dla człowieka momencie, jakim jest śmierć, śpieszą mu z pomocą jego zmarli bliscy i rodzice, którzy z pewnością nie opuściliby swojego umierającego dziecka, gdyby dożyli momentu jego zgonu. Towarzyszy mu ich modlitwa i miłość. Prawda o świętych obcowaniu rodzi w nas przekonanie, że nikt nie przestaje kochać po śmierci. Przeciwnie, jeśli ktoś kochał nas prawdziwie za życia, będzie nas kochał jeszcze bardziej po śmierci. Nie przestanie więc nam pomagać szczególnie wtedy, gdy sami będziemy musieli przechodzić przez progi wieczności. Ilustracją pocieszającej prawdy o tym, że nasi bliscy kochają nas i nadal nam pomagają po swojej śmierci, może być pouczające opowiadanie zaczerpnięte z “Poematu Boga-Człowieka” Marii Valtorty. Otóż chłopiec opłakujące śmierć rodziców słyszy zapewnienie, że oni nadal się o niego troszczą, kochają go i jak ptaki przybędą mu z pomocą w godzinie jego śmierci. “Kiedy zaś będziesz miał umrzeć, zrobią tak, jak czynią te dwa ptaszki w tamtym żywopłocie. Widzisz je?» Jezus bierze w ramiona dziecko, aby widziało lepiej. «Widzisz, jak wysiadują jajeczka? Czekają, aż się otworzą, a potem rozłożą skrzydła nad swymi pisklętami, aby je strzec od wszelkiego zła. Następnie – gdy podrosną i będą przygotowane do fruwania – podtrzymają je swymi silnymi skrzydłami, prowadząc je coraz wyżej, wyżej i wyżej... w stronę słońca. Twoi rodzice uczynią podobnie z tobą.»” (Księga trzecia, część druga, Katowice 1997, wyd. Vox Domini, s. 54.) g) Pomoc aniołów, dusz czyśćcowych i całego Kościoła umierającym. Ponieważ Bóg wie, jakim dramatem jest dla człowieka śmierć, dlatego udziela mu w tym szczególnym momencie nie tylko pomocy Swojego Syna, Maryi, świętych, naszych patronów. Dał każdemu z nas anioła stróża, który z pewnością w chwili śmierci zapewnia nam swoją potężną pomoc. Konającym towarzyszy również modlitwa wszystkich zbawionych, dusz w czyśćcu i całego Kościoła. Także przez sakramentalną posługę Kościoła Bóg pragnie udzielić konającym Swoich łask, Swojego błogosławieństwa. Chce ich uwolnić od grzechów i – przez odpusty – od kar doczesnych. Modlitwa Kościoła towarzyszy konającym i tym, którzy przeszli już do wieczności, aby jak najszybciej zostali oczyszczeni – jeśli tego jeszcze wymagają – i osiągnęli zbawienie. “Kościół, który jak matka nosił sakramentalnie w swoim łonie chrześcijanina podczas jego ziemskiej pielgrzymki, towarzyszy mu na końcu jego drogi, by oddać go "w ręce Ojca". (KKK 1683). Umacnianie naszą modlitwą konających. Jak pragniemy, by nam okazano pomoc w chwili śmierci, tak też winniśmy ją sami okazywać umierającym. Misję szczególnej modlitwy za konających otrzymała bł. Faustyna. Również w tym celu Pan Jezus przekazał jej potężną modlitwę, jaką jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Błogosławiona w następujący sposób opisuje wezwanie jej przez Jezusa do troski o konających: “Kiedy weszłam do kaplicy, powiedział mi Pan: Córko Moja, pomóż mi zbawić pewnego grzesznika konającego, odmów za niego tę koronkę, której cię nauczyłem. Kiedy zaczęłam odmawiać tę koronkę, ujrzałam tego konającego w strasznych mękach i walkach. Bronił go Anioł Stróż, ale był jakby bezsilny wobec wielkości nędzy tej duszy. Całe mnóstwo szatanów czekało na tę duszę, jednak podczas odmawiania tej koronki ujrzałam Jezusa w takiej postaci, jak jest namalowany na tym obrazie. Te promienie, które wyszły z Serca Jezusa, ogarnęły chorego, a moce ciemności uciekły w popłochu. Chory oddał ostatnie tchnienie spokojnie. Kiedy przyszłam do siebie, zrozumiałam, jak ta koronka ważna jest przy konających, ona uśmierza gniew Boży. [1565]” A oto jeszcze inne pouczenia – przekazane nam przez bł. Faustynę – które zachęca nas do modlitwy za umierających: “Kiedy weszłam do swej samotni, usłyszałam te słowa: każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę, albo przy konającym inni odmówią, jednak odpustu tego samego dostępują. Kiedy przy konającym tę koronkę odmawiają, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę i poruszą się wnętrzności Miłosierdzia Mojego, dla Bolesnej Męki Syna Mojego. [811]” “...gdy tę koronkę przy konających odmawiać będą, stanę pomiędzy Ojcem, a duszą konającą nie jako Sędzia sprawiedliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny.” [1541] “Obietnica Pana: dusze, które odmawiać będą tę koronkę, miłosierdzie Moje ogarnie ich w życiu, a szczególnie w śmierci godzinie [754].” 4. Świadome przygotowywanie się na śmierć Ponieważ śmierć rozpoczyna ostateczny etap naszego istnienia, dlatego powinniśmy się do niej przygotowywać przez życie oparte na przykazaniu miłości do Boga i człowieka. Mamy też już za życia modlić się o dobrą śmierć i połączyć ją ze zbawczą ofiarą Jezusa Chrystusa. Zastanówmy się bardziej szczegółowo nad sposobami naszego przygotowywania się na śmierć. a) Czuwanie, by nie brakło oliwy w naszych lampach, gdy nadejdzie Oblubieniec. Można powiedzieć, że śmierć to zaślubiny duszy z Oblubieńcem – Chrystusem. Za życia ziemskiego patrzymy na śmierć innych, przeżywamy ją na różne sposoby. Ale kiedyś, “o północy naszego życia”, rozlegnie się wołanie skierowane do nas: “Pan młody idzie, wyjdźcie Mu na spotkanie!” (por. Mt 25,6) Wtedy będziemy musieli wziąć ze sobą to, co mamy pod ręką: lampę z oliwą miłości, dobroci, wiary, łaski uświęcającej... Biada duszy, która w chwili śmierci podobna będzie do lampy pozbawionej oliwy. Nigdy nie pojawi się w niej światło miłości, dobroci, piękna Bożego, bo zniszczyła te dary i pozbawiła się ich na zawsze. Ponieważ moment spotkania z naszym Panem i Oblubieńcem nieuchronnie zbliża się, całe życie powinno być przygotowywaniem się na to spotkanie. Wszystko, co czynimy, ma być troską o zdobywanie oliwy miłości, prawdy, szlachetności, bezinteresowności, łaski, aby nasza dusza jak lampa świeciła pięknym blaskiem przez całą wieczność dla naszego Pana. A On przyjdzie w chwili, w której się nie spodziewamy, dlatego zachęca nas do czujności. b) Roztropność mędrca czekającego na śmierć. Chrystus w przypowieści o pannach (Mt 25,1-13) poucza nas, że można dobrze przeżyć swoje życie, ale można też je zmarnować i nie spotkać się wieczności z Bogiem. Nieroztropne i głupie panny lekkomyślnie pozwoliły na to, że ich lampy stały się bezużyteczne, bo nie mogły świecić z powodu braku oliwy. Tak może się stać z człowiekiem, który zniszczył w sobie dobroć i miłość i tak umiera: nie wyda więcej przez całą wieczność światła miłości i będzie bezużyteczny, gdyż ten kto, nie kocha, nie służy nikomu, nikomu nic nie daje, o nikogo się nie troszczy. Dlatego też całe życie powinno być przygotowywaniem się do wieczności przez formowanie w sobie miłości. Człowiek roztropny nie odpycha od siebie myśli o śmierci, lecz tak żyje, aby przez nią wejść do życia. Człowiek napełniony mądrością przez każdy bezinteresowny czyn rozwija w sobie stale miłość, która nie tylko nie zaniknie w nim po śmierci, ale zapłonie jasnym i czystym płomieniem, napełniając serce zbawionego niepojętym szczęściem. “Prawdziwy mędrzec, odkąd używa rozumu, tak kieruje swym postępowaniem, aby przygotować sobie śmierć spokojną. Życie jest przygotowaniem do śmierci, podobnie jak śmierć jest przygotowaniem do najpełniejszego Życia. Prawdziwy mędrzec, od chwili w której pojmuje tę prawdę o życiu i śmierci – o śmierci dla zmartwychwstania – usiłuje na wszelkie sposoby oderwać się od wszystkiego, co jest bezużyteczne. Ubogaca się natomiast tym, co pożyteczne, czyli cnotami, dobrymi czynami. Dzięki temu zdobywa bagaż dóbr dla Tego, który go do Siebie wzywa na sąd, aby go wynagrodzić lub ukarać w sposób doskonale sprawiedliwy. Prawdziwy mędrzec prowadzi życie, które - dzięki mądrości - czyni go bardziej dojrzałym od starca i bardziej młodym od młodzieńca. Żyjąc bowiem cnotą i sprawiedliwością, zachowuje w sercu świeżość uczuć, jakich czasem nie posiadają nawet najmłodsi. Jakże wtedy jest słodko umierać! Skłonić umęczoną głowę na piersi Ojca, rzucić się w Jego objęcia i powiedzieć pośród mgieł umykającego życia: "Kocham Cię, ufam Tobie, w Ciebie wierzę". Powiedzieć to po raz ostatni na ziemi, aby potem wypowiadać radosne: "Kocham Cię!" przez całą wieczność, pośród wspaniałości Raju.. (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka. Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, wyd. Vox Domini, s. 284) W chwili śmierci człowiek musi porzucić wszystko, co posiadał na ziemi. Pozostaje na wieczność tylko miłość lub jej brak. Dlatego właśnie najlepszym przygotowywaniem się na dobrą śmierć jest troska o życie napełnione miłością do Boga i ludzi. Miłość jest prawdziwym skarbem, który człowiek zachowa na całą wieczność. O nią więc powinien się troszczyć przez całe życie. “Jeśli będziecie sprawiedliwi, śmierć będzie dla was Życiem, które przychodzi, i Miłością, która powraca...» (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga druga nr 38, Katowice 1999, wyd. Vox Domini) c) Modlitwa o dobrą śmierć. Kościół w swojej mądrości zachęca nas do ogarnięcia modlitwą chwili naszego opuszczania tego świata. Przypomina nam o tym między innymi Katechizm Kościoła Katolickiego: “Kościół zachęca nas do przygotowania się na godzinę naszej śmierci ("Od nagłej i niespodziewanej śmierci wybaw nas, Panie": Litania do Wszystkich Świętych), do proszenia Matki Bożej, by wstawiała się za nami "w godzinę śmierci naszej" (modlitwa "Zdrowaś Maryjo"), oraz do powierzenia się świętemu Józefowi, patronowi dobrej śmierci. (KKK 1014) d) W obliczu śmierci szukać umocnienia w Chrystusie. Formą przygotowywania się na dobrą śmierć – oprócz budowania swojego życia na fundamencie miłości do Boga i do ludzi – powinna być modlitwa o dobrą śmierć i oddawanie naszego życia oraz chwili konania, a także naszych lęków i cierpień, w ręce Jezusa i coraz doskonalsze jednoczenie się z Jego ofiarą krzyżową. Jezus Chrystus jest naszym wspomożycielem, skałą schronienia, naszą ucieczką w cierpieniach. Dlatego Jemu winniśmy już za życia ofiarować naszą śmierć, aby nie ogarniał nas smutek i przerażenie. e) Przez swoją śmierć dopełnić tych cierpień, których brakło Chrystusowi. Św. Paweł głęboko wierzy w to, że każde cierpienie jego i chrześcijan przynosi wielkie dobro Kościołowi, gdyż stanowi dopełnienie udręk Chrystusa. Pisze on: “Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1,24). Jedną z największych zaś udręk związanych z naszym ziemskim istnieniem jest konieczność umierania. Ale i nasza śmierć może stać się źródłem dobra dla innych, dla Kościoła, dla świata. Przez chrzest bowiem nasze życie zostało ściśle zespolone z Jezusem Chrystusem. Przez ten sakrament zostaliśmy zanurzeni mistycznie w Jego zbawczą śmierć. Nasza fizyczna śmierć, jak to przypomina Katechizm, będzie dopełnieniem tej śmierci mistycznej i może przyczynić się do zbawienia innych. Przez “chrzest chrześcijanin już w sposób sakramentalny "umarł z Chrystusem", by żyć nowym życiem. Jeżeli umieramy w łasce Chrystusa, przez śmierć fizyczną wypełnia się to "umieranie z Chrystusem" i dopełnia w ten sposób nasze wszczepienie w Niego w Jego akcie odkupieńczym” (KKK 1010) Udział w zbawianiu świata. Powinniśmy więc świadomie i z miłością oddawać w ręce Jezusa naszą śmierć, aby przyczyniła się do zbawienia nas i całego świata. Sam Zbawiciel tego pragnie: "Często, codziennie, ofiaruj Mi swą śmierć, jak Ja codziennie ofiarowuję moją Memu Ojcu (we Mszy św.)” (On i ja I, 169). Mamy więc wszystko i samych siebie oddać Jezusowi. Za życia, kiedy mamy pełną świadomość, powinniśmy złączyć godzinę naszego odejścia z tego świata ze zbawczą śmiercią Jezusa Chrystusa, aby i ona stała się przyczyną wiecznego ocalenia dla wielu, a dla nas – jakby bramą przyszłego zmartwychwstania. “Dla tych, którzy umierają w łasce Chrystusa – czytamy w Katechizmie – jest ona uczestniczeniem w Śmierci Pana, by móc także uczestniczyć w Jego Zmartwychwstaniu (Por. Rz 6, 3-9; Flp 3, 10-11; KKK 1006) Włączenie w Ofiarę Eucharystyczną. Śmierć może stać się ostatnią formą naszego udziału w Ofierze Eucharystycznej, będącej uobecnieniem zbawczej ofiary krzyżowej naszego Odkupiciela. Przez wszystko – a więc przez całe nasze życie i przez śmierć – możemy uczestniczyć w Jego ofierze. “Wasza Msza to wasze życie, uwieńczone waszą śmiercią, to takie proste!” (On i ja I, 812) Dzięki zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem przez łaskę chrztu, przez Komunię św. i przez naszą wolę, możemy szczerze mówić do Ojca Niebieskiego w każdej chwili naszego życia: “Ojcze święty, ofiaruję Ci Jezusa żyjącego w moim życiu; ofiaruję Ci Jezusa umierającego w mojej śmierci; ofiaruję Ci Serce Jezusa w każdym uderzeniu mego serca". (On i ja I, 573) Przypomnienie o śmierci. Francuska aktorka, Gabriela Bossis, zastanawiała się kiedyś, czy będzie umiała umrzeć. Poprosiła więc Jezusa: ”Naucz mnie umierać!” On – jak napisała – odpowiedział jej z uśmiechem: “Rób często próby generalne”. (por. On i ja I, 172) Przez jednoczenie naszej woli z wolą Boga, przez częste ofiarowywanie Bogu naszej śmierci możemy się na nią dobrze przygotowywać. Przez wiele wydarzeń z życia Bóg skłania nas do tego. Przypomina nam o tym przez śmierć innych. Także sen każe nam myśleć o naszym ostatnim zaśnięciu, którym jest śmierć. "Sen jest obrazem śmierci. Zasypiaj zawsze w moich ramionach. Będziesz umiała umrzeć" – poucza Jezus Gabrielę Bossis. (On i ja I, 444) SĄD SZCZEGÓŁOWY PO ŚMIERCI Kościół wierzy, że śmierć człowieka łączy się z koniecznością zdania sprawy przed Bogiem ze wszystkich swoich czynów, słów i myśli, co nazywa się sądem szczegółowym. Zastanowimy się w tym rozdziale nad biblijnymi podstawami tej nauki, nad istotą i skutkami wiecznymi sądu szczegółowego oraz nad postawami, do jakich powinna nas pobudzać świadomość jego istnienia. Przedmiotem naszej refleksji będzie również sprawiedliwość i miłosierdzie naszego Sędziego – Boga. 1. Biblijne źródła nauki o sądzie szczegółowym Na jakich tekstach Pisma Świętego bazuje Kościół, ucząc o sądzie szczegółowym w chwili śmierci? Otóż – jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego – “Nowy Testament mówi o sądzie przede wszystkim w perspektywie ostatecznego spotkania z Chrystusem w Jego drugim przyjściu, ale także wielokrotnie potwierdza, że zaraz po śmierci każdego nastąpi zapłata stosownie do jego czynów i wiary” (KKK 1021). Sąd szczegółowy jest wspomniany w Liście do Hebrajczyków, w którym czytamy: “postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (por. Hbr 9,27). Inne teksty natchnione pouczają, że nikt nie będzie mógł uciec przed światłością Boga, przed którym wszystko w nas jest odkryte (por. 2 Kor 5,11). “Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” (2 Kor 5,10). Opierając się na objawieniu Bożym, Kościół uczy: “Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa...” (KKK 1022) Tak więc “postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd (por. Hbr 9,27). Rozważmy dokładniej, na czym polega ten sąd. 2. Życie ziemskie poddane szczegółowemu osądowi Na sądzie szczegółowym zobaczymy w świetle Bożej prawdy całe nasze życie. Zobaczymy, co z nim zrobiliśmy, jak je ukształtowaliśmy na całą wieczność. a) Ujawnienie się stopnia naszego podobieństwa do Chrystusa. Jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego, sąd szczegółowy polega na odniesieniu człowieka do Chrystusa (por. KKK 1022). Jak to rozumieć? Otóż na sądzie szczegółowym nasze życie zostanie porównane z postępowaniem Jezusa, który przyszedł na ten świat po to, aby każdy upodobnił się do Niego i dzięki temu doszedł do zbawienia. A więc w czasie sądu szczegółowego ujawni się, ile w każdym człowieku jest prawdziwego podobieństwa do Jezusa. Wszystko zostanie poddane osądowi, aby się ujawniło, czy nasze myśli, słowa i czyny naśladowały myślenie, mówienie i działanie Jezusa Chrystusa albo też były ich przeciwieństwem. Zobaczymy wyraźnie dzieło naszego życia. Ujawni się, czyje podobieństwo ukształtowaliśmy w sobie: Chrystusa czy szatana. Kto kierował się prawym sumieniem i był naśladowcą Jezusa Chrystusa, ten zobaczy na sądzie swoje podobieństwo do Niego. Kto zaś kierował się egoizmem, żył w grzechu, ten dostrzeże z całą wyrazistością, że zatarł w sobie obraz Boga-Miłości, że utracił podobieństwo do Jezusa. Na sądzie szczegółowym może ukazać się w całej pełni prawda słów św. Jana: “Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,2). Może się jednak ujawnić inna smutna prawda, ta mianowicie, że człowiek działał rzeczy nadzwyczajne, ale przez swoje zakłamane i grzeszne życie zatarł w sobie podobieństwo do Boga. Jezus ostrzega przed tą tragiczną możliwością: “Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7,22-23) b) Odkrycie sposobu traktowania Chrystusa przez nas. Sąd ujawni nie tylko stopień naszego podobieństwa do Chrystusa, ale również to, w jaki sposób traktowaliśmy Go w ciągu całego naszego życia. Św. Paweł poznał dzięki oświeceniu Bożemu wstrząsającą prawdę, tę mianowicie, że prześladował Chrystusa. W drodze do Damaszku, w ogarniającej go światłości, usłyszał słowa Zbawiciela: “Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 9,5). Światłość na sądzie szczegółowym odsłoni przed nami najgłębszą prawdę o naszych czynach: że one dosięgały samego Chrystusa. Okaże się więc że naszymi złymi czynami prześladowaliśmy Go, jak Szaweł faryzeusz. To my w sobie krzyżowaliśmy Chrystusa i wystawialiśmy Go na pośmiewisko (por. Hbr 6,6). Ujawni się też, że okazując miłość i miłosierdzie bliźniemu, przez nasze dobre czyny Jemu służyliśmy (por. Mt 25,31-46). c) Poznanie, czy Chrystus faktycznie był naszym Panem. Na sądzie okaże się, czy Chrystus był rzeczywiście naszym jedynym Panem, czy faktycznie Jemu służyliśmy w ciągu całego życia. Każdy pozna, czy żył Ewangelią, czy też jego religia ograniczała się do wypowiadania – zamiast sercem i całym życiem – samymi tylko wargami: “Panie, Panie...” (por. Łk 6,46). Bóg albo Mamona. Człowiek dostrzeże, jakiemu panu naprawdę służył: Jezusowi Chrystusowi czy też Mamonie, bo jednemu tylko można służyć, jak mówi Zbawiciel: “Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6,24). Bałwochwalcza chciwość. Na sądzie ujawni się, jak posługiwaliśmy się “niegodziwą mamoną” (por. Łk 16, 10). Okaże się, czy nie stała się ona dla nas bożkiem, który przysłonił nam Boga prawdziwego i skoncentrował na sobie całą naszą uwagę, zdobył nasze serca. Ukaże się bezsens życia, którego celem było gromadzenie bogactwa (por. Łk 12,16-20). Prawda Boża odsłoni człowiekowi wszystkich jego “panów”, którym zamiast Chrystusowi służył, wszystkie jego bożki, którym poświęcił swój czas lub nawet całe swoje życie, wszystkie skarby, które gromadził i dla nich żył. Każdy zobaczy swojego bożka, swój skarb, który był drogi jego sercu (por. Łk 12,34). Albo będzie to skarb utracony bezpowrotnie, bo ulokowany “na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną”, albo skarb miłości dobrze złożony na wieczność w niebie, “gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną” (Mt 6,19-20). Ujawnią się ziemscy bałwochwalcy-bogacze, którzy z bogactw uczynili sobie swego boga; którzy gromadzili skarby dla siebie, ale nie byli bogaci przed Bogiem (por. Łk 12,21). Skarb wieczny. W świetle Bożym zabłysną też ci, którzy jak uboga wdowa z Ewangelii (por. Mk 12,42) służyli tylko Bogu jedynemu, potrafili dla Niego zrezygnować z ostatniego grosza, aby zdobyć prawdziwy i niezniszczalny skarb w niebie: miłość, która nigdy nie przeminie (por. Łk 18,22). d) Sąd z miłości. “Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości” – przypomina nam św. Jan od Krzyża (Sentencje, 64; KKK 1470). Na sądzie szczegółowym każdy pozna dokładnie prawdę o sobie, o swojej miłości i jej brakach. Trzeba nam będzie zdać sprawę z tego, ku czemu zwróciła się nasza miłość: w stronę Boga i człowieka, czy też może ku różnym “bożkom”, “panom” i “skarbom”, które były drogie naszemu sercu. Każdy rozwija lub niszczy w sobie miłość. Przez każdy nasz czyn, słowo, myśl, modlitwę, dobre pragnienie możemy umacniać naszą miłość do Boga i do ludzi. Niestety, można ją też osłabiać lub nawet niszczyć naszymi grzesznymi dobrowolnymi wyborami. Na sądzie szczegółowym trzeba nam będzie się rozliczyć z tego, czy miłowaliśmy Boga “całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”, a “swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12,31). Budowla na skale lub na piasku. U kresu życia w świetle Bożej prawdy okaże się, na czym wznosiliśmy naprawdę budowlę naszego życia: na solidnym fundamencie prawdy i miłości – do której wzywa nas Chrystus – czy też na piasku egoizmu, szukania rozrywek, przyjemności i wyłącznie własnej korzyści (por. Łk 6,47-49). Po owocach się poznaje. Czyny dokonane za życia wykażą, ile pozostało w nas miłości na wieczność. One zaświadczą, jakim drzewem jesteśmy naprawdę: dobrym lub złym. Drzewo bowiem poznaje się po owocach. “Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców” (Mt 7,18). e) Rozliczenie się z naszego miłosierdzia. Ponieważ nieustannie stykamy się z miłosierdziem Boga, z Jego przebaczeniem, dlatego Pan wymaga, abyśmy i my okazywali je innym ludziom (por. Mt 18,23). Na sądzie szczegółowym będziemy musieli rozliczyć się z naszego miłosierdzia okazywanego słowem, modlitwą i czynem. Tak o tym poucza Jezus św. s. Faustynę: “jest potrójne wykonanie miłosierdzia: słowo miłosierne – przez przebaczenie i pocieszenie, drugie – gdzie nie możesz słowem to modlić się – i to jest miłosierdzie, trzecie – uczynki miłosierdzia. A gdy tu przyjdzie dzień ostatni, z tego sądzeni będziemy i według tego otrzymamy wyrok wieczny” (Św. s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, Wydawnictwo Księży Marianów, p. 1158). f) Miłość i miłosierdzie prawdziwe lub udawane. Boga nie można oszukać żadnymi pozorami dobroci. On widzi nasze serce i wie, ile jest w nim autentycznej miłości do Niego i do ludzi. Wie, czy nasze czyny wyrażają autentyczne miłosierdzie, czy też są obłudnym szukaniem własnej chwały (por. Mt 6,1-5). Na sądzie szczegółowym ujawnią się wszystkie pokorne czyny, spełnione w ukryciu, widziane jedynie przez Ojca. Każdy ten czyn otrzyma swoją zapłatę, zgodnie z obietnicą Chrystusa: “A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6,4). W świetle Bożej prawdy zdemaskuje się też każda forma obłudy, udawania, faryzeizmu. Ujawnią się czyny pozornie dobre, ale nie wykonane z miłości, lecz na pokaz, dla zdobycia ludzkiej pochwały, dla sławy, dla rozgłosu, dla skupienia na sobie uwagi innych. Wszyscy obłudnicy usłyszą na sądzie słowa, które Jezus wypowiedział do faryzeuszy: “To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych” (Łk 16,15). "Sumienie nic mi nie wyrzuca". Sąd szczegółowy może być wielkim zaskoczeniem dla tych, którzy uważają, że nie popełniają żadnych grzechów. Okaże się bowiem, że popełniali grzechy, lecz – aby ich nie dostrzegać i nie odczuwać niepokoju – zniszczyli w sobie to światło, które miało im ukazywać ich grzeszność: sumienie. Można porównać sumienie do oka, które pozwala nam dostrzegać to, co się wokół nas znajduje. Gdy jednak zamykamy oczy, nie widzimy nic. Nie znaczy to, że świat wokół nas przestaje istnieć. Chore oko nie widzi dobrze (por. Łk 11,34-36). Podobnie jest z sumieniem przytępionym przez nieprawość człowieka, które nie ukazuje niebezpieczeństwa zła. g) Sąd nad naszymi słowami. Nie tylko czyny, ale również nasze słowa są wyrazem miłości lub jej zaprzeczeniem. Dlatego też Jezus zapowiada sąd, na którym będziemy musieli się rozliczyć z każdego naszego słowa. “A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony. (Mt 12,36-37). To groźne ostrzeżenie Jezusa znajdujemy w następującej formie w Poemacie Boga-człowieka: “Zapewniam was, że za każde słowo wypowiedziane niepotrzebnie zażąda się od ludzi wytłumaczenia się w dniu Sądu. I mówię wam, że ludzie będą usprawiedliwieni dzięki słowom, jakie wypowiedzieli, a także przez [same] swe słowa zostaną potępieni. Uważajcie więc wy, którzy tak wiele ich wypowiadacie, a są one więcej niż zbędne, gdyż nie tylko są niepotrzebne, lecz powodują zło i mają za cel oddalenie serc od Prawdy, która do was mówi.» (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga trzecia, część czwarta, Katowice 1999, Wyd. Vox Domini, s. 30). Lepiej więc milczeć niż wypowiadać się niepotrzebnie i złośliwie. Chociaż milczenie może być lenistwem, lepiej je praktykować niż grzeszyć językiem (por. M. Valtorta, jak wyżej). Bezużyteczne słowa. Bezużyteczne słowo to takie, które szkodzi bliźniemu lub nie ubogaca go i nie rozwija duchowo, bo nie zostało wypowiedziane z miłości. Ileż to słów wypowiada się tylko dla własnej przyjemności mówienia, a może nawet dla krzywdzenia innych obmową, krytyką, oszczerstwem! Często też zdarza się, że jeden człowiek przez swoje gadulstwo okrada drugiego z czasu, który mógłby poświęcić na jakieś dobro, np. na cenną lekturę, na modlitwę, na rozmowę z kimś osamotnionym, kto rzeczywiście potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem. h) Wierność lub niewierność w małym. Blask Bożej prawdy ukaże wierność lub niewierność w najdrobniejszych sprawach (por. Łk 16,10). Będziemy się więc musieli rozliczyć nie tylko z każdego czynu i słów, ale z myśli i najbardziej ukrytych w głębi naszego serca pragnień, zamiarów, planów. Wszystko bowiem – nawet najdrobniejsze drgnienie serca – mogło stać się w nas wyrazem miłości, której Bóg od nas oczekuje. Ale też wszystko – nasze myśli, uczucia, słowa i działania – możemy naszą złą wolą zamienić w przejawy nienawiści, niechęci, obojętności i egoizmu. Na sądzie ujawni się, czy ktoś przez swoje czyny, słowa, modlitwy był sługą troszczącym się o dom Boży, o dobro innych. Ale może się też okazać, że zamiast pomagać, jadł on tylko, pił, upijał się i krzywdził tych, o których z polecenia Pana miał się troszczyć (por. Łk 12,41-46). Za swoją wierność i za niewierność każdy otrzyma też zapłatę (por. Mt 25,21). i) Rozliczenie się z talentów. W przypowieści o talentach (por. Mt 25,14-30) Jezus przypomina nam, że w dniu sądu będziemy się musieli rozliczyć z każdego otrzymanego daru. Takim talentem domagającym się pomnażania i służenia nim innym jest każde nasze uzdolnienie naturalne. Jest nim również słowo Boże, które ma w nas wzrastać i przez nas docierać do innych. Każda łaska talentem do dobrego wykorzystania. Tym talentem jest też każda łaska, każde poruszenie nas przez Ducha Świętego. Za każdy talent naturalny i nadprzyrodzony jesteśmy odpowiedzialni. Z każdej więc łaski, z każdego natchnienia Ducha Świętego trzeba nam będzie się rozliczyć na sądzie. Odpowiemy za to, co z naszego powodu stało się z łaskami Bożymi w nas i w ludziach, którzy się z nami spotykali. Słowo Boże talentem, który trzeba pomnożyć. Każde usłyszane słowo Boże jest jakby talentem, który można – przez medytację, modlitewną refleksję, przez prośbę skierowaną do Ducha Świętego – pomnożyć i przekazać innym. Kto tak postępuje, otrzyma nagrodę od Pana, dawcy słowa Bożego. Kto zaś zakopie otrzymany talent Bożej prawdy, nie pomnoży go i nie da innym, ten zostanie ukarany, jak uczy o tym Jezus w przypowieści o talentach (Mt 25,14-30) i o minach (Łk 19,11-27). "Ducha nie gaście". Ktoś słusznie stwierdził, że podejście do dzieł Ducha Świętego w wielu wypadkach można by nazwać “duchową aborcją” i “duchową eutanazją”. “Aborcją” – bo zabija się nadprzyrodzone życie, rozbudzane przez Ducha Świętego, Jego dary i charyzmaty, zanim się jeszcze rozwiną. “Eutanazją duchową” – gdyż zabija się dzieła Ducha Świętego, zanim jeszcze osiągną pełną dojrzałość. Niszczenie dzieł Ducha Świętego to Jego gaszenie w sobie lub w innych, przed czym przestrzega św. Paweł słowami: “Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie!” (1 Tes 5,19-21) Wiele jest przeszkód stawianych dziełom Bożym w świecie. Nie trzeba się lękać trudności, lecz ufać Bogu. Biada jednak temu, kto wznosi przeszkody działaniu Ducha Świętego w sobie lub w innych. Będzie musiał za to odpowiedzieć przed Panem w Dniu Sądu (por. Vassula Ryden, Prawdziwe Życie w Bogu, Katowice 1998, Wyd. Vox Domini, Oby nikomu Chrystus nie musiał powiedzieć w dniu sądu: “ty byłeś jednym z tych Moich prześladowców, którzy burzyli, kiedy Ja budowałem” (Vassula Ryden, jak wyżej, Kto pomnożył otrzymane za życia talenty-łaski i służył nimi innym, ten otrzyma od Pana nagrodę. Będzie nią wieczne szczęście nieba. j) Sąd zdaniem sprawy z naszego apostolstwa. Człowiek ma nie tylko przyjmować słowo Boże i nim żyć, lecz również – przekazywać je innym, aby ono każdego doskonaliło, ubogacało, uszczęśliwiało i aby każdemu pomagało w osiągnięciu wiecznego zbawienia. Na sądzie będziemy musieli się i z tego rozliczyć. 3. Kto będzie nas sądził? Do sprawiedliwego Boga należy sąd. Ale naszym sędzią będzie też prawda Boża, z którą zetknęliśmy się, czyli słowo Boże. a) Bóg Sędzią. Objawienie poucza nas, że “Bóg sądzić będzie ten świat” (Rz 3,6). Św. Jakub mówi: “Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić” (Jk 4,12). To Bóg “odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie. (Rz 2,6-8). Ojciec “cały sąd przekazał Synowi” (J 5,22) Ojciec “cały sąd przekazał Synowi” (J 5,22). “Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym” (J 5,27). Jego to ustanowił “sędzią żywych i umarłych” (Dz 10,42). Będziemy więc musieli kiedyś stanąć przed Sędzią - Bogiem, naszym Stwórcą i naszym Odkupicielem. Zobaczymy Tego, który jako pierwszy wziął nas w Swoje Ręce; Oczy, które jako pierwsze nas ujrzały. Zobaczymy Ręce Tego, który ukształtował nas i pobłogosławił... Zobaczymy najbardziej czułego Ojca, naszego Stwórcę, przyobleczonego w przerażającą wspaniałość, Pierwszego i Ostatniego, Tego, który jest, który był i który ma przyjść, Wszechmogącego, Alfę i Omegę: Władcę (Vassula Ryden, Staniemy przed Bogiem-Synem Człowieczym, który oddał za nas życie na krzyżu. Patrząc na ślady ran, które pozostały w Jego ciele po zmartwychwstaniu (por. J 20,27), zrozumiemy, co zrobiliśmy z łaskami wysłużonymi nam przez Jego drogocenną krew (por. 1 P 1,18). Będziemy patrzeć na ślady straszliwych ran Jezusa Chrystusa, które pozostały w Jego chwalebnym ciele jako wieczne przypomnienie, komu zawdzięczamy ocalenie. b) Zlekceważone słowo Boże naszym sędzią. Jezus Chrystus poucza nas, że naszym sędzią stanie się wzgardzona przez nas prawda Boża, czyli odrzucone przez nas Jego słowo: “Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,48). Zastanówmy się nad tym pouczeniem Chrystusa. Odpowiedzialność za usłyszane słowo Boże. Otóż na sądzie szczegółowym zdamy sprawę nie tylko ze słów wypowiedzianych przez nas, lecz i z usłyszanych. Przede wszystkim trzeba nam będzie rozliczyć się z tego, co zrobiliśmy z każdym usłyszanym słowem Bożym, gdyż można je potraktować w różny sposób. Można przyjąć lub odrzucić ten cenny dar udzielony nam przez Bożą miłość dla uformowania naszego życia i przemienienia nas na wieczność. Można według każdego usłyszanego słowa Bożego ukształtować swoje myślenie, mówienie, czyny, ale można też je zlekceważyć i nie liczyć się z Bożą prawdą w swoim postępowaniu. “Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4) – przypomniał Jezus nie tylko szatanowi, ale też każdemu z nas. Słowo Boże jest pokarmem niezbędnym dla każdej duszy. Każde słowo pochodzące od Boga jest ważne. Chrystus nie powiedział: “niektórym słowem”, lecz: “każdym słowem”, a więc każde odżywia naszego ducha, umacnia życie Boże w nas, jest dobrodziejstwem dla człowieka. Nie ma zatem znaczenia, kto nam przekazuje słowo Boże, ani to, w jaki sposób do nas dociera. Wielość głosicieli słowa Bożego. Tak samo powinno być przyjęte i zamienione w czyn, gdy dociera do nas przez tekst Pisma Świętego, jak i wtedy gdy je słyszymy głoszone przez papieża, biskupów, świeckich, małe dzieci czy też przez orędzia autentycznych objawień. Głosiciel słowa Bożego narzędziem Ducha Świętego. Każdy autentyczny głosiciel słowa Bożego jest narzędziem Ducha Świętego, który – jak zapowiedział to Jezus – będzie przypominał prawdę. “A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14,26). Przypominanie prawdy, by zmieniło się nasze życie. To przypomnienie Ducha Bożego ma być przyjmowane po to, by zmienić życie. Nie wolno mu się więc opierać ani też go pozbawiać innych. Na sądzie szczegółowym będziemy musieli zdać sprawę z tego, jak traktowaliśmy to stałe przypominanie Bożej prawdy przez Ducha Świętego i tych, którymi On kierował. Ta przypominana wciąż prawda jest ogromnym skarbem dla każdego. Dzięki niej umysł może osiągnąć prawdziwą Mądrość, dojść do głębokiej przyjaźni z Bogiem (por. Vassula Ryden, i do panowania wraz z Nim. Dar przypominanej prawdy Bożej można wykorzystać lub zmarnować. Na sądzie szczegółowym poznamy, co z nią zrobiliśmy. W Bożym świetle poznamy wtedy, czy przyłączaliśmy się do dzieła przypominania prawdy Bożej czy też je hamowaliśmy, pozbawiając innych pokarmu dla ducha. Biada temu, kto będzie musiał wtedy usłyszeć słowa Pana: “Ja, jako Sędzia, przypomnę wam krew, jaką nosicie na rękach z powodu tego, że zabroniliście tak wielu duszom otrzymać Moje łaski poprzez to Przypomnienie Mojego Słowa. Jesteście jak Rzymianie, którzy codziennie koronują Mnie cierniem. Czy powiecie Mi jak Piłat: «Nie jestem winien tej krwi» i obmyjecie ręce w wonnej wodzie? Odmawiacie przyjęcia środka chroniącego przed śmiercią. Odmawiacie uznania Mojego Słowa, danego przez Mojego Ducha Świętego w waszych dniach. Zamiast przyjmować Moje Słowo, podchodzicie do Niego z lekceważeniem. Ludzie pozbawieni wszelkiej wiary! Słuchacie wiele, wiele razy – bez zrozumienia. Patrzycie wiele, wiele razy – a nie udaje się wam dostrzec Mojej Chwały i Mojego Nieskończonego Miłosierdzia, które się na was wylewa!” (Vassula Ryden, Tak więc za wszystko, co uczynimy z Bożą prawdą – która na różne sposoby i różnymi drogami do nas docierała – będziemy musieli odpowiedzieć przed Panem na sądzie. Odpowiedzialność za owocowanie prawdy. Bez względu na sposób, w jaki do nas dociera, słowo Boże zawsze jest słowem Boga i musi być przyjęte z szacunkiem i z wdzięcznością. Żadne nie może być odrzucone. Każde słowo Dobrego Pana, jak ziarno, powinno wyrosnąć na dobrej glebie naszego serca (por. Mt 13,3-23). Jeśli nie wzrasta, to znaczy, że serce ludzkie jest złe i nie pozwala na owocowanie w nim prawdy, dobra i miłości. Każde usłyszane przez nas słowo Boże stanie się naszym sędzią. Wyraźnie uczy o tym Jezus mówiąc: “A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,47-48). “Każda dusza odrzucająca lub co gorsza potępiająca zbawcze orędzie Boże skierowane do człowieka będzie musiała stawić Mu czoła w Dniu Sądu, będzie musiała się przed Nim rozliczyć i zostanie osądzona surowo” (Vassula Ryden, Bóg nie daje bowiem słów Swojej prawdy po to, by je lekceważyć, odrzucać lub potępiać. Kiedy Bóg mówi, człowiek ma upaść na kolana i z wdzięcznością przyjmować każde słowo życia. "On będzie świadczył o Mnie". Kto przyjmuje słowo Boże, ten przyjmuje zapowiedziane przez Chrystusa świadectwo Ducha Świętego. Kto zaś odrzuca to słowo i jego autentycznych głosicieli, ten odrzuca obiecane przez Zbawiciela dzieło Ducha Bożego. Przed odejściem z tego świata Jezus Chrystus zapowiedział bowiem Pocieszyciela, który ujawni się między innymi w dawaniu świadectwa o Zbawicielu. Powiedział: “Gdy jednak przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie” (J 15,26). Potrzeba słuchania świadectwa o Chrystusie. Obietnica Chrystusa spełniła się. Ten Duch posłany i ciągle obecny daje ustawicznie – przez poddane Mu osoby – świadectwo o prawdziwym i jedynym Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. To świadectwo ma być przyjmowane. Kto bowiem je odrzuca, ten daje dowód, że nie wierzy w prawdziwość słów Chrystusa zapewniającego, że Duch Święty ciągle będzie wzbudzał świadków Boga żywego, aby przez nich w każdym wieku świadczyć i przypominać o Jezusie Zbawicielu. Odpowiedzialność za lekceważenie świadków Chrystusa. Za ten brak wiary będziemy musieli odpowiedzieć na sądzie. Kto odrzucał autentyczne świadectwo wzbudzone przez Ducha Świętego, ten spotka się na sądzie z oskarżeniem Pana: “W Dniu Sądu powiem wam: nie wierzyliście Mi, uważaliście Mnie za kłamcę, bo nie uwierzyliście danemu przeze Mnie świadectwu o Pocieszycielu, Przypomnieniu Mojego Słowa, tak, o Świętym Duchu Prawdy, Tym, którego nigdy nie przestaliście lekceważyć i prześladować, któremu nigdy nie przestaliście zaprzeczać i niszczyć Go. Zamiast przyłączyć się do świętych – którzy wołali i wychwalali Mojego Świętego Ducha błogosławieństwami i okrzykami radości – wy bez przerwy wyganialiście ich i prześladowaliście, przywiązani do waszego pozoru pobożności” (Vassula Ryden, 4. Wieczna nagroda lub kara po sądzie szczegółowym Sąd szczegółowy wiąże się z otrzymaniem wiecznej zapłaty za swoje czyny. Tę naukę objawioną przypomina nam Katechizm słowami: “Każdy człowiek w swojej duszy nieśmiertelnej otrzymuje na sądzie szczegółowym, bezpośrednio po śmierci, wieczną zapłatę od Chrystusa, Sędziego żywych i umarłych” (KKK 1051). Tą zapłatą jest wieczna nagroda lub wieczna kara za to, jak człowiek żył na ziemi: to nagroda za jego miłość i dobroć albo kara za grzech, egoizm i nienawiść. Pismo Święte o nagrodzie i karze. Według nauki Kościoła – bazującej na objawieniu – los duszy po śmierci jest wieczny i zróżnicowany. Przypominają nam to słowa Katechizmu, w którym czytamy: “Przypowieść o ubogim Łazarzu (Por. Łk 16,22) i słowa Chrystusa wypowiedziane na krzyżu do dobrego łotra (Por. Łk 23, 43), a także inne teksty Nowego Testamentu (Por. 2 Kor 5, 8; Flp 1, 23; Hbr 9, 27; 12, 23) mówią o ostatecznym przeznaczeniu duszy (Por. Mt 16, 26), które może być odmienne dla różnych ludzi” (KKK 1021). Sąd szczegółowy – jak o tym będzie jeszcze mowa później – kończy się zbawieniem duszy lub jej wiecznym potępieniem. Może on też rozpocząć oczyszczenie nazywane czyśćcem. Zbawienie lub potępienie możliwe zaraz po śmierci. A więc wieczne niebo lub wieczne piekło rozpoczyna się zaraz po śmierci i po sądzie szczegółowym, a nie dopiero po zmartwychwstaniu ciał u kresu historii. Tę tradycyjną naukę Kościoła przypomina Katechizm: “Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa, i albo dokonuje się przez oczyszczenie (Por. Sobór Lyoński II: DS 857-858; Sobór Florencki II: DS 1304-1306; Sobór Trydencki: DS 1820), albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba (Por. Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1000-1001; Jan XXII, bulla Ne super his: DS 990), albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki (Por. Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1002; KKK 1022). 5. Sprawiedliwość sądu Bożego a) Osąd Boży słuszny. Nieraz mówimy: “Historia to oceni”. Doświadczenie bowiem uczy, że historia często dochodzi do prawdy. W pewnej mierze ukazuje nam więc to fakt, że na sądzie ujawni się wszystko, co wydawało się starannie ukryte, zatuszowane. Wiele razy bowiem w historii ludzkości było tak, że ukrywało się różne zbrodnie albo też gloryfikowało się je dla zatuszowania ich prawdziwego oblicza. Jednak po dziesiątkach lub setkach lat prawda się ujawnia. Zbrodnia ukazuje się jako zbrodnia, choć może była ukrywana lub otaczana nimbem wielkości. Ale i z dobrem bywa podobnie. Często jest ono ukryte w życiu ludzi pokornych i świętych, którzy niczego nie robią na pokaz, lecz dla Ojca, który widzi w skrytości (por. Mt 6,1-6). Nieraz dobro tych ludzi świętych ujawnia się już tu na ziemi przez beatyfikowanie ich lub kanonizowanie, aby wszyscy znali i naśladowali ich dobre czyny. Każde dobro znane jest sprawiedliwemu Bogu, który każdemu udzieli za nie nagrody. Najbardziej skryte dobro zostanie ujawnione przez Sędziego, który widzi wszystko i zna wszystko. Ziemska historia jest w pewnym sensie obrazem Sędziego nieprzekupnego, sprawiedliwego, którego słusznego wyroku nie można zmienić. “Sąd historii jest straszny. Daremnie ludy usiłują go zmienić dla [jakichś] korzyści. Wydarzenia bowiem i ludy przyszłe doprowadzą go do pierwszej, straszliwej prawdy. Jednak jeszcze gorszy jest sąd Boży. Nie dopuszcza on nacisku przez cokolwiek i nie jest podatny na zmiany humoru i osądu, czemu zbyt często [ulegają] ludzie. Jeszcze mniej jest on podatny na błędy osądu” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga trzecia, część trzecia, Katowice 1998, Wyd. Vox Domini, s. 138-139). b) Boga nie można oszukać. Bóg nie sądzi z pozorów. On zna czyny człowieka ukryte przed ludźmi. Dzięki wszechwiedzy i prawości Boga Jego sąd jest absolutnie sprawiedliwy. Z całą słusznością osądzi On, jak posługiwaliśmy się darem wolności za życia ziemskiego. Ważne pouczenie na ten temat można znaleźć w Poemacie Boga-Człowieka: “Jak człowiek posługuje się wolnością udzieloną mu przez Boga? Większa część ludzkości – w taki sposób, jak mogłoby się nią posługiwać dziecko. Reszta zaś tak, jak czyni to głupiec lub przestępca. Potem przychodzi śmierć i człowiek podlega Sędziemu, który pyta go surowo: "Jak używałeś i nadużywałeś tego, co ci dałem?" Straszliwe pytanie! Wtedy dobra ziemskie, dla których tak często człowiek staje się grzesznikiem, będą wyglądać na mniej [warte] od źdźbeł trawy! [Człowiek] – biedny wieczną nędzą, pozbawiony szaty, której nic nie może zastąpić – będzie [stał] upokorzony i drżący przed Majestatem Pana. Nie znajdzie ani jednego słowa na swe usprawiedliwienie. Na ziemi łatwo jest się usprawiedliwiać, zwodząc biednych ludzi. Jednak w Niebie nie można oszukać Boga. Nigdy. I Bóg nie zniża się do kompromisów. Nigdy” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, Wyd. Vox Domini, s. 263). c) Sędzia znający serce człowieka. Bóg potrafi osądzić sprawiedliwie, bo znane Mu są nie tylko zewnętrzne czyny, lecz również serce ludzkie. Tam zaś dokonują się decyzje ludzkie. On zna nie tylko upadki, ale i walkę wewnętrzną, jaką toczy człowiek, zanim upadnie. Zna ograniczenia człowieka, jego słabości, wpływ środowiska i obciążenia genetyczne. Jemu znane są też sposoby kuszenia przez szatana, z których sam człowiek nieraz nie zdaje sobie w pełni sprawy. d) Sędzia, który wie, komu wiele dano. Sprawiedliwy Bóg wie jednak i to, w jaki sposób przez całe życie pomagał człowiekowi w dojściu do zbawienia, jak mu towarzyszył w każdej sekundzie jego życia, jakie dał mu łaski, jakimi środkami zbawczymi obdarowywał, ile razy pobudzał do nawrócenia, które w każdej chwili życia było możliwe. Bóg osądza sprawiedliwie nie wymagając nigdy od człowieka rzeczy niemożliwych. Chce on tylko tego, by człowiek wykorzystał dane mu talenty i nimi się posługiwał. “Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą (Łk 12,48). Bóg dający hojnie Swoje łaski potrafi dobrze ocenić każdego człowieka, bo wie, że nawet największy grzesznik w każdej chwili swojego życia – a nawet w momencie śmierci – może się zmienić, jeśli wykorzysta pomoc ofiarowaną mu przez miłosierdzie Boże. e) Nie ma względu na osobę. Bóg jest wolny od stronniczości. Nie ma względu na osobę w udzielaniu nagrody i wymierzaniu słusznej kary. Ze względu na swoją wszechwiedzę i brak jakichkolwiek uprzedzeń do człowieka Bóg potrafi wszystko ocenić obiektywnie i sprawiedliwie. Dlatego Jego osąd jest zawsze słuszny. Nikt nie może liczyć na przywileje u Boga – jak to ma miejsce często na ziemi – ze względu na swoje stanowisko, pozycję społeczną, uznanie, jakim się cieszy u ludzi, itp. Nic nie może skłonić sprawiedliwego Boga do wydania stronniczego wyroku. Liczy się tylko prawość lub nieprawość człowieka. Nikt też nie zostanie skrzywdzony przez niesłuszny sąd Boży dlatego tylko, że jest biedny, bez wykształcenia, itp. Sąd Boży wolny jest od takiej stronniczości. “Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,34-35). 6. Miłosierdzie poprzedzające sprawiedliwość Bóg nie jest samą sprawiedliwością. Jest On przede wszystkim Miłosierdziem. Miłosierdzie to miłość, która pochyla się nad słabością, niedolą materialną i duchową, nad cierpieniem. Na ziemi bez przerwy doznajemy różnych przejawów bogactwa Bożego miłosierdzia. Ujawnia się ono między innymi w tym, że Bóg daje łaskę wystarczającą do zbawienia każdemu człowiekowi. Pragnie On, aby sąd był dla nas jak najłagodniejszy i zakończył się otrzymaniem jak największej nagrody. Bogaty w miłosierdzie Bóg niechętnie posługuje się karą, jest cierpliwy, przebacza nam grzechy, daje czas na nawrócenie, na duchowe dojrzewanie i na naprawianie wyrządzonego zła. Pozwala nam też wynagradzać tym, których dotknęło spowodowane przez nas zło. Wyrazem Bożego miłosierdzia jest też surowe prorockie ostrzeganie nas przed konsekwencjami naszych złych czynów a także bolesne działania, mające na celu ocalenie nas od wiecznego potępienia. Powyższe zagadnienia będą przedmiotem rozważań tego podrozdziału. a) Bogactwo Bożego miłosierdzia. Bóg dał nam i ciągle daje nam dowody Swego wielkiego miłosierdzia. Pan Stworzenia nie jest samą tylko sprawiedliwością, która za każdy zły czyn od razu zsyła karę. Objawił się nam jako Bóg „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2,4), jako „Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy” (2 Kor 1,3). Miłosierdzie Boże ujawniło się w tym, że postanowił uratować człowieka, który zasłużył na wieczną karę potępienia. To wypływające z Bożego miłosierdzia dzieło ratowania człowieka dokonało się i nadal realizuje się przez Jezusa Chrystusa i zesłanego nam Ducha Świętego. Jezus Chrystus, który będzie naszym Sędzią, jest też naszym Obrońcą, naszym Rzecznikiem. Kto w Nim szuka oparcia, znajdzie je, wejdzie na drogę dobra i osiągnie zbawienie. Św. Jan poucza nas: „Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego” (1 J 2,1). Ten Rzecznik bronił nawet swoich oprawców, którzy drwili z Niego, gdy konał na krzyżu. Modlił się do Ojca, usprawiedliwiając ich straszliwe czyny i prosząc o miłosierdzie dla nich: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Ten Jezus Zbawiciel i Obrońca, wstawia się ciągle za nami w świątyni niebieskiej (por. Hbr 7,25; 9,24). On pragnie nas ocalić na zawsze, dlatego towarzyszy nam Jego ustawiczna modlitwa i Jego błogosławieństwo, którego udzielił swoim uczniom, kiedy „został uniesiony do nieba” (Łk 24,51) Miłosierdzie i sprawiedliwość. Dobry Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie na całym świecie poznali nie tylko Jego sprawiedliwość, ale przede wszystkim – Jego miłosierdzie. Kiedy bowiem człowiek poznaje życzliwość, dobroć i miłosierdzie Boga, wtedy idzie do Niego z ufnością. W Nim znajduje Ojca, który kocha, przebacza, umacnia w walce z grzechem i pomaga Swoją wszechmocą osiągnąć wieczne zbawienie. Znajomość samej sprawiedliwości Bożej jest czymś pożytecznym, ale może się też okazać niebezpieczna. Czymś pożytecznym jest wtedy, gdy rodzi obawę przed karą wieczną i pobudza do zmiany życia. Poznanie samej tylko sprawiedliwości Bożej może jednak rodzić w człowieku tak wielki lęk przed Bogiem, że nie tylko będzie się bał szukać u Niego pomocy, ale w końcu Go znienawidzi. Obawianie się bowiem kogoś, strach przed kimś jest czymś tak przykrym i uciążliwym, że może łatwo przekształcić się w nienawiść, w chęć ucieczki od tego, kogo się boimy. Przez św. Faustynę Jezus poucza nas, że bardzo pragnie, abyśmy znali Jego miłosierdzie: „Pragnę, aby cały świat poznał Moje Miłosierdzie. Niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu Miłosierdziu” (Św. s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, Wydawnictwo Księży Marianów, p. 687). Boga rani nasz brak wiary w Jego dobroć i miłosierdzie: „O, jak bardzo mnie rani niedowierzanie duszy – skarżył się Jezus s. Faustynie – Taka dusza wyznaje, że jestem Święty i Sprawiedliwy, a nie wierzy, że jestem Miłosierdziem; nie dowierza mojej dobroci. I szatani wielbią moją Sprawiedliwość, ale nie wierzą w Moją Dobroć. Moje serce raduje się tym tytułem Miłosierdzia. Powiedz, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszystkie dzieła Moich Rąk są ukoronowane Miłosierdziem” (Dzienniczek, p. 299-301). Z miłosierdzia Bożego otrzymaliśmy czas ziemskiego życia, aby zasługiwać na wieczność. W tym czasie spotykamy się ciągle z Bożym miłosierdziem. Autorka książki „On i ja”, Gabriela Bossis, zapisała taką rozmowę z Jezusem: „Przed Komunią mówiłam: Chciałabym widzieć, jaka jest moja dusza, kiedy może podobać się nie miłosierdziu, lecz sprawiedliwości. – „Ależ na tej ziemi jest tylko Moje miłosierdzie. Sprawiedliwość będzie później." (G. Bossis, On i ja, Michalineum 1992 tom I, p. 831) Bóg chce, abyśmy nie tylko poznali Jego miłosierdzie, lecz abyśmy się stali jego głosicielami. To bowiem również innym ludziom pomoże poznać miłosiernego Boga, który uwalnia z jarzma ciążącego na nich grzechu. Przeanalizujmy teraz bardziej szczegółowo, w jaki sposób bogaty w miłosierdzie Bóg pomaga każdemu człowiekowi się zbawić. Ta pomoc ujawnia się między innymi w udzielaniu każdemu łaski wystarczającej do zbawienia i w trosce, by człowiek doszedł do jak największej miłości, gdyż otrzyma ona wielką nagrodę w niebie. b) Udzielanie przez miłosiernego Boga każdemu człowiekowi łaski wystarczającej do zbawienia. Bogactwo Bożego miłosierdzia ujawnia się między innymi w tym, że każdy człowiek na ziemi otrzymuje tyle łask, ile mu potrzeba do zbawienia. O nikim Bóg nie zapomniał, nikogo nie pozbawił łaski, bez której nie można osiągnąć nieba. Stwórca człowieka „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4). Aby każdy mógł osiągnąć zbawienie, Jezus Chrystus „za wszystkich umarł” (2 Kor 5,15), „wydał siebie samego na okup za wszystkich” (1 Tm 2,6). Miłosierny Pan chce zbawić każdego człowieka, dlatego też – na tyle sposobów, ilu jest ludzi – powołuje każdego jak Lewiego (por. Mk 2,13), by szedł za Nim drogą prowadzącą do szczęścia wiecznego. Bóg w swojej miłości nie opuszcza nikogo, choćby nam się wydawało, że jest inaczej: że o niektórych ludziach na tym świecie zapomniał. Stwórca nie może zapomnieć o żadnym Swoim stworzeniu. Gdyby tak się stało, przestałoby ono istnieć. Wszystkie byty istnieją bowiem dlatego tylko, że Bóg bez przerwy i całkiem świadomie podtrzymuje je Swoją wszechmocą w istnieniu. Nigdy nie zapomina On o nas, ludziach (por. Mt 10,30n), których stworzył na Swój obraz i na Swoje podobieństwo (por. Rdz 1,26). Każdy człowiek zaproszony przez hojnego Pana na ucztę (por. Mt 22,2) otrzymuje odpowiednią szatę weselną, którą jednak musi nałożyć na siebie i zachować czystą i piękną (por. Mt 22,12). Tą szatą jest łaska konieczna do zbawienia. Każdemu też człowiekowi Bóg daje odpowiednie dla niego znaki (por. Mt 12,38), aby mógł uwierzyć i przyjąć ofiarowane mu zbawienie. Miłosierny Bóg podobny jest do gospodarza, który o różnych porach dnia wychodzi, aby zatrudnić robotników w swojej winnicy (por. Mt 20,1-16). Chce bowiem wszystkim dać zapłatę, nawet tym, którzy będą pracować tylko pod koniec dnia. Miłosierdzie Boga jest tak wielkie, że może On dać zbawczą łaskę nawet w ostatniej chwili życia. Dlatego też trzeba się modlić za konających i prosić Boga o dobrą śmierć dla siebie. c) Miłosierdzie Boże pomagające nam w osiągnięciu jak największej wiecznej nagrody. Bogaty w miłosierdzie Bóg nie tylko tego pragnie, by każdy człowiek był w niebie, ale aby – dzięki jak najwyższej miłości – osiągnął najpełniejsze podobieństwo do Boga i cieszył się tym przez całą wieczność. Dobry Bóg woli wynagradzać niż karać. Pragnie być sędzią sprawiedliwym, który nie będzie musiał wymierzać kary, lecz hojnie i z radością wynagrodzi wiecznym szczęściem. Jest On bowiem dobrym Ojcem, który przez udzielanie Swoich łask pragnie uszczęśliwić Swoje dzieci – całkowicie i na zawsze. Ten dobry Bóg chce dać każdemu wieczną nagrodę za dobro najdrobniejsze, skryte przed innymi, dostrzegane tylko przez Niego: Ojca, który widzi w ukryciu (por. Mt 6,4). Pragnie odpłacić nam wieczną nagrodą za każdy najmniejszy nawet czyn miłości, taki jak podanie kubka wody spragnionemu bliźniemu (por. Mk 9,41), za każdy nasz uśmiech, za dobre słowo, za ofiarowywane Mu cierpienia i trudy życia – nawet za samą tylko życzliwą myśl, która zamieniła się w modlitwę. Aby móc nam dać wielką wieczną nagrodę w dniu sądu szczegółowego, Bóg bez przerwy pomaga nam czynić dobrze. Chce, by jak największa była w wieczności nasza miłość, bo ona będzie źródłem naszego szczęścia. Dlatego też w ciągu całego życia miłosierny Pan nie odstępuje od człowieka, umacnia go swoją łaską, pobudza do czynienia dobra. Zachęca nas do wytrwałego kroczenia drogą dobra, gdy przychodzi zniechęcenie. Nagrodę w wieczności otrzymamy za naszą miłość. Ta jednak, nawet jeśli istnieje w nas, często jest skażona naszą słabością, egoizmem, miernotą. Dlatego też Bóg okazuje nam miłosierdzie i pomaga nam Swoim światłem stale oczyszczać motywy naszego działania, aby wyrażały jak najczystszą i bezinteresowną miłość. Ponieważ tylko ona spotka się w wieczności z nagrodą, dlatego Bóg pielęgnuje ją i oczyszcza w nas. Czyni to jak dobry ogrodnik, który troszczy się o każdą powierzoną mu roślinkę. Bóg czyni to, ponieważ pragnie, aby wielki plon dobra i miłości stał się przyczyną naszego wiecznego szczęścia po śmierci. Przejawem miłosierdzia Boga jest to, że ciągle udziela nam Swoich łask i nie zniechęca się faktem, iż ogromną ich część marnujemy albo też przyjmujemy bez wdzięczności, jako coś, co nam się słusznie należy. Miłosierdzie Boże nie zniechęca się w udzielaniu nam pomocy, gdyż chce, aby sąd szczegółowy zakończył się dla nas niepojętą i wieczną radością. Miłosierny Bóg zawsze ma na uwadze tylko nasze dobro oraz dobro innych ludzi. „Kiedy zatem Bóg wam nakazuje coś lub radzi albo kiedy daje natchnienie do jakiegoś działania, – czytamy w Poemacie Boga Człowieka M. Valtorty – nie czyni tego z egoistycznych powodów, lecz z myślą altruistyczną, z miłości, dla waszej pomyślności. Oto przyczyna, dla której Wola Boga nigdy nie jest egoistyczna, lecz jest Wolą całkowicie altruistyczną, o nastawieniu uniwersalistycznym. Jedyna i prawdziwa Siła całego świata, mająca na względzie dobro powszechne.” (M. Valtorta, Poemat... Księga IV, 107). Obrazem Chrystusa pomagającego nam przynosić obfite owoce dobra, które staną się przyczyną wiecznego szczęścia człowieka, jest winny krzew (por. J 15,1-11) i każde drzewo przynoszące piękne i zdrowe owoce. Latorośl może przynieść owoce, gdy tkwi w winnym krzewie. Kiedy jest odcięta, nie może owocować. Podobnie jest z nami. Owoce dobra będą się w nas pojawiać, gdy będziemy wszczepieni w Jezusa Chrystusa. Bez zjednoczenia z Nim nie możemy przynosić obfitego plonu dobra, nie będziemy go czynić wytrwale, bez zniechęcenia, w różnych trudnościach. Pouczył nas, że jak winorośl odcięta od winnego krzewu nie może owocować, tak też nie przyniesie owocu dobra ten, kto nie trwa w Jedności z Nim. Miłosierny Pan stał się dla nas winnym krzewem (por. J 15,1-11), który zapewnia wszystkim tkwiącym w nim latoroślom przynoszenie licznych owoców prawdy, miłości, dobra i miłosierdzia. Pozwala się coraz pełniej wszczepiać w Siebie przez każdą Komunię św. Daje nam też Swojego Ducha, który pomaga nam przynosić najpiękniejsze owoce miłości, radości, pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności, opanowania (por. Ga 5,22n). Każdy ten owoc jest nam dawany po to, aby trwał w nas również po śmierci, przez wieczność, i napełniał nas niepojętą radością. Pomagający nam Pan i Stwórca podobny jest do bardzo hojnego siewcy, który rozsiewa ogromne ilości ziaren, aby plon był jak największy, nawet gdyby jakaś część zasiewu się zniszczyła. Tym rozsiewanym ziarnem jest hojnie dawane słowo Boże (por. Mt 13,3-9) a także różne inne łaski, dobre natchnienia, rady. Wszystko to jest zasiewem dobra, które ma zakiełkować dzięki naszej dobrej woli i współpracy na glebie naszego serca. Bóg rozsiewa Swoje łaski obficie, abyśmy mogli się cieszyć w wieczności z tego, że przyczyniliśmy się do ogromnego plonu. Pragnie dać nam wielką i trwałą nagrodę za współpracę z otrzymanymi łaskami. Bardzo często w obdarowywaniu nas swoimi ziarnami-łaskami Bóg posługuje się siewcami-pomocnikami. Są nimi ludzie, cały Kościół, aniołowie, Maryja, święci. Jedną z wielu form zasiewania dobra i prawdy są też prawdziwe objawienia. Miłosierdzie Boże znajduje sobie różne drogi działania i różnych pomocników, aby trafić do nas, pobudzić nas do miłości i nagrodzić w wieczności pełnią szczęścia. d) Miłosierdzie powstrzymujące się przed karaniem i dające czas na duchowe dojrzewanie. Wielkim przejawem miłosierdzia Boga jest to, że On nie chce nas karać zaraz po popełnieniu grzechu. Nie spada od razu na człowieka kara za każdy jego grzech, gdyż Pan nie ma upodobania w zadawaniu cierpień. Przede wszystkim zaś nie karze nas zaraz, aby dać nam czas na usunięcie z naszego życia grzechu, który sam nieubłaganie ściąga na nas karę. Miłosierny Bóg nie tylko nie zsyła kary za każdy grzech, ale przebacza, uwalnia od win tych, którzy żałują i chcą się poprawić. Umacnia ich też w dobru, w ich walce z grzechem. Daje czas na poprawę. Miłosierny i dobry Bóg daje każdemu z nas tyle czasu, byśmy mogli na ziemi dojść do jak największej dojrzałości duchowej i cieszyć się z osiągniętej świętości na zawsze w niebie. Bóg jest inny niż my, grzeszni ludzie, którzy najchętniej ukaralibyśmy zaraz i bez miłosierdzia każde zło, każdą zbrodnię, a często – najmniejsze nawet wykroczenie bliźniego. Warto uświadomić sobie fakt, że jeśli domagamy się szybkiej i bezlitosnej kary Bożej, to pragniemy jej zwykle dla innych. Chcemy, żeby zło popełniane przez innych było natychmiast surowo ukarane. Niektórzy wyrażają nawet swoje zdziwienie lub niezadowolenie z tego, że Bóg nie karze od razu, jakby się ociągał lub nie widział zbrodni tego świata. Dla siebie jednak nie pragniemy surowości Bożej ani szybkiego karania. Liczymy raczej na miłosierdzie Boga, na Jego litość, pobłażliwość. Bóg nie jest jak ci, którzy przyprowadzili do Jezusa kobietę pochwyconą na cudzołóstwie i chcieli ją zaraz ukamienować (por. J 8,3-11). Zbawiciel nie pozwolił na to. Nie chciał bowiem jej śmierci, lecz przemiany życia. Pragnął jej żalu, skruchy, wzrostu w prawdziwej miłości. Na ten wzrost człowiekowi potrzeba czasu, dlatego Bóg daje mu go tyle, ile trzeba. Miłosierny Bóg podobny jest do ogrodnika z przypowieści Jezusa, który nie chciał wyciąć nieurodzajnego figowca. Pielęgnował go, żeby przyniósł owoce (por. Łk 13,6-9). Postępowanie ogrodnika – który nie zrażał się brakiem owoców na figowcu i pielęgnował go – jest obrazem cierpliwej miłości Boga. Pan, podobnie jak ten ogrodnik, troszczy się o każdego grzesznika, aby przyniósł w końcu owoce nawrócenia i dobra i aby dzięki temu uniknął wiecznego potępienia. Nie chce, aby spotkał go los podobny do nieurodzajnego figowca, który z powodu braku owoców trzeba spalić, bo nie nadaje się do niczego innego (por. Mt 18,8; Mt 25,41). Jeśli jednak człowiek chce osiągnąć zbawienie i uniknąć wiecznego potępienia, musi się autentycznie zmienić: musi przez nawrócenie się wejść na drogę miłości. W przeciwnym razie – pomimo Bożej pomocy, dobroci i miłosierdzia – ściągnie na siebie karę za swoje grzeszne czyny. Taki człowiek poniesie śmierć wieczną tak, jak zabije się dziecko, które biegnie w stronę przepaści pomimo rozpaczliwego i ostrzegającego wołania rodziców, z których chroniących ramion się wyrwało. Miłosierdzie Boże przypomina miłość ojca syna marnotrawnego, który ciągle miał nadzieję, że jego dziecko jeszcze powróci. Nie zapomniał o nim, nie powiedział: „Niech tylko się tu pokaże, to odpowie za zmarnowany majątek, za zlekceważenie mnie, za wszystko”. Jako dobry ojciec gotów był przyjąć do domu swoje marnotrawne dziecko. Dał synowi czas na duchowe dojrzewanie w trudach, cierpieniach, niedostatkach, aby wreszcie przypomniał sobie, że ma dom rodzinny, że ma ojca do którego może zawsze wrócić (por. Łk 15,11-32). Bóg daje nam czas na duchowe dojrzewanie. Jesteśmy bowiem jak dzieci, które ciągle się uczą, które nie znają jeszcze niepowodzeń i życiowych rozczarowań. Przypominamy dzieci noszące w sobie wiele złudnych oczekiwań, wiele marzeń, których nie można zrealizować w tym świecie, wiele iluzji, które je pociągają. Podobni jesteśmy do niedoświadczonych dzieci, które lubią bawić się w niebezpieczne zabawy: „w wojny”, „w Indian” – bez zdawania sobie sprawy, że może się to skończyć kalectwem lub śmiercią. Dobry Ojciec cierpliwie poucza Swoje dzieci, wyjaśnia, prowadzi, ostrzega. e) Miłosierdzie pragnące sądu jak najłagodniejszego. Bóg dobry i bogaty w miłosierdzie pragnie, aby śmierć nie była dla nas spotkaniem się z nieubłaganą sprawiedliwością karzącą nas za grzechy, lecz z dobrocią naszego Ojca, który pragnie z miłością przygarnąć do siebie na zawsze nas, Swoje dzieci. Miłosierny Bóg nie tylko daje każdemu człowiekowi tyle łaski, aby mógł się zbawić, ale ustawicznie pomaga mu, aby sąd po śmierci był dla niego jak najłagodniejszy. Śmierć zatem nie musi być zetknięciem się z bezwzględną Sprawiedliwością, z surową Prawdą o naszych złych czynach. Może ona być spotkaniem z kochającym i miłosiernym Ojcem, gdyż Bóg chce nam okazać miłosierdzie także w godzinie naszej śmierci. Gabriela Bossis patrzyła kiedyś na wschód słońca i usłyszała zapewnienie Jezusa: "Światłość moja wzejdzie nad tobą dnia ostatniego. Jakiż będzie wtedy twój zachwyt... Poznasz dobrodziejstwo zbawienia. Ogarnie cię i jakby zaleje Moje Miłosierdzie. Już teraz przez wiarę (w życie przyszłe) śpiewaj swą wdzięczność" (On i ja, I, 820). Co należy czynić, aby śmierć nie była dla nas spotkaniem z karzącą sprawiedliwością, lecz z Bożym miłosierdziem? W Piśmie św. możemy znaleźć odpowiedź na to pytanie: należy okazywać miłosierdzie innym, siebie zaś osądzać w całej prawdzie, bez okazywania sobie szkodliwej pobłażliwości. Przez św. Faustynę Chrystus poucza nas, że nie podlega sądowi ten, kto wypełnia wolę Bożą, i że na miłosierdzie Boże w chwili śmierci może liczyć każdy, kto w ciągu życia uciekał się do tego miłosierdzia i pomagał je poznać innym ludziom, aby ich przyciągnąć do dobrego Boga, który zbawia. Zastanówmy się nad zasygnalizowanymi prawdami. – Miłosierdzie dla miłosiernych. Okazywanie miłosierdzia innym to jeden z podstawowych warunków, aby spotkać się z Bożym miłosierdziem i uniknąć surowego sądu potępiającego na wieki. Jezus zachęca nas do okazywania miłosierdzia, bo wtedy sami go dostąpimy: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Nasze miłosierne czyny wobec bliźnich, nasze zrozumienie ich, współczucie, pomoc okazywana potrzebującym – wszystko to ściąga na nas Boże miłosierdzie. Miłosierny człowiek jest prawdziwym obrazem i podobieństwem dobrego Boga. Kto nie kieruje się miłosierdziem w swoim życiu, ten nie może liczyć na miłosierdzie Boże. Dlatego św. Jakub mówi o surowym sądzie, który spotka ludzi pozbawionych miłosierdzia wobec innych: „Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2,13). Mamy traktować innych z taką miłością, cierpliwością i miłosierdziem, jakiego oczekujemy od Boga w odniesieniu do nas samych. Miłosierdzie wobec bliźnich polega między innymi na powstrzymywaniu się od wydawania na nich sądów potępiających. Bóg nie chce sądzić nas za nasze osądzanie innych ani też nas potępiać za nasze potępianie bliźnich (por. Mt 7,1; Łk 6,37). Dlatego też nie powinniśmy się stawać dla naszych bliźnich sędziami, którzy – swoimi słowami lub tylko w myślach – ustawicznie ich potępiają, oskarżają, obwiniają o złe intencje, przypisują grzech. „Nie sądźcie – mówi Jezus – abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą”. (Mt 7,1-2) Sądem są nasze bezpodstawne wewnętrzne oceny oraz wypowiadane słowa. Każda obmowa i nieuzasadniona krytyka jest takim sądem. Często, zamiast leczyć ludzi z choroby zła, oceniamy ich. Zamiast wzbudzać naszymi słowami miłość do bliźnich, współczucie i chęć udzielania im pomocy, nierzadko naszymi słowami krytyki, obmowy lub nawet oszczerstwami wzbudzamy niechęć do nich. W ten sposób niszczymy w innych miłość do bliźniego. Chrystus mówi, że taką miarą będzie nam odmierzone, jaką sami mierzymy: albo spotkamy się ze sprawiedliwością karzącą, jeśli będziemy dla innych bezwzględni i bez litości, albo z – wyrozumiałą miłością i miłosierdziem, gdy będziemy okazywać litość innym. Bóg nie chce wymierzać nam kary tak surową miarą, jaką nieraz my posługujemy się wobec innych ludzi (por. Mt 7,2). Dobry Bóg za nasze dobro pragnie dać nam nagrodę odmierzoną miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą (por. Łk 6,38), bo daną przez nieskończoną Miłość i Miłosierdzie. Przejawem miłosierdzia jest też przebaczanie bliźnim. Kto przebacza, ten okazuje miłosierdzie i sam dostąpi miłosiernego przebaczenia swoich win. Kto nie przebacza, ten nie ma miłosierdzia, dlatego nie może liczyć na miłosierdzie Boże i Jego przebaczenie, jak o tym poucza Jezus Chrystus w przypowieści o dłużnikach (por. Mt 18,24-35). O konieczności okazywania innym miłosierdzia przez przebaczanie przypominają nam też słowa modlitwy Ojcze nasz. Mówimy: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Prosimy więc Boga, aby zastosował wobec nas taką miarę, jaką my się posługujemy. Jeśli przebaczamy, prosimy: przebacz nam; jeśli zaś nie przebaczamy, mówimy, choć może nie zdajemy sobie z tego sprawy: nie przebaczaj nam, tak jak my nie przebaczamy bliźnim. Kto więc nie przebacza innym, ten gotuje sobie surowy sąd w chwili śmierci. – Nie będziemy sądzeni, gdy sami siebie osądzamy. Św. Paweł poucza nas, co powinniśmy czynić, aby uniknąć surowego wyroku sprawiedliwego sądu, który odbędzie się w godzinie śmierci, i doznać Bożego miłosierdzia. Mówi: „Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni” (1 Kor 11,31). To określenie: „nie będziemy sądzeni”, nie oznacza, że nie będziemy podlegać sądowi szczegółowemu ani ostatecznemu. Znaczy tylko, że jeśli człowiek w ciągu życia sam osądzał siebie i swoje czyny po to, aby stale się nawracać, nie spotka się na sądzie z wyrokiem potępiającym go na wieki. Okazją do takiego ocalającego nas osądu siebie jest sakrament pojednania. W nim – przez żal za grzechy, postanowienie poprawy i wyznanie naszych win – stajemy się sędziami i oskarżycielami dla samych siebie. Bóg zaś ujawnia się jako Sędzia pełen miłosierdzia, gdyż Jego odpowiedzią zawsze jest przebaczenie, przywrócenie nam pokoju. Katechizm Kościoła Katolickiego zachęca nas do poddawania się temu miłosiernemu sądowi, jakim jest sakrament pojednania: „W sakramencie pokuty grzesznik, poddając się miłosiernemu sądowi Boga, uprzedza w pewien sposób sąd, któremu zostanie poddany na końcu życia ziemskiego. Już teraz bowiem, w tym życiu, jest nam dana możliwość wyboru między życiem a śmiercią, i tylko idąc drogą nawrócenia, możemy wejść do Królestwa, z którego wyklucza grzech ciężki (por. 1 Kor 5,11; Ga 5,19-21; Ap 22,15). Nawracając się do Chrystusa przez pokutę i wiarę, grzesznik przechodzi ze śmierci do życia i "nie idzie na sąd" (J 5,24) (KKK 1470). – Nie podlega sądowi ten, kto wypełnia Bożą wolę. Któregoś dnia św. s. Faustyna napisała w swoim Dzienniczku: „Od dziś nie istnieje we mnie wola własna... Od dziś pełnię wolę Bożą, wszędzie, zawsze, we wszystkim”. Otrzymała zapewnienie Pana: „Od dziś nie lękaj się sądów Bożych, albowiem sądzona nie będziesz” (Dzienniczek, p. 374). Tak więc nie musi obawiać się potępienia człowiek, który jak bł. s. Faustyna pragnie w każdej chwili swojego życia kierować się wolą Bożą, Jego przykazaniami. – Miłosierdzie dla uciekających się do Bożego miłosierdzia i głoszących je innym ludziom. Oprócz okazywania innym miłosierdzia, osądzania siebie – zwłaszcza w sakramencie pojednania – oprócz pełnienia woli Bożej istnieje jeszcze inny sposób na to, by w godzinie śmierci spotkać się nie z Sędzią, lecz z miłosiernym Panem. Tym sposobem jest uciekanie się do Bożego miłosierdzia i głoszenie go innym ludziom, aby z ufnością szli do dobrego Boga, który pragnie zapewnić im wieczne zbawienie. Jezus powiedział św. Faustynie: „Dusze, które szerzą cześć miłosierdzia Mojego osłaniam przez całe życie, jak czuła matka swe niemowlę, a w godzinę śmierci nie będę im Sędzią, ale miłosiernym Zbawicielem. W tej ostatniej godzinie nic dusza nie ma na swą obronę, prócz miłosierdzia Mojego, szczęśliwa dusza, która przez życie zanurzała się w zdroju Miłosierdzia, bo nie dosięgnie jej sprawiedliwość. (Dzienniczek, p. 1075) f) Miłosierdzie Boże ostrzegające przed konsekwencjami grzechu i przed szatanem. Kolejną formą miłosierdzia, którą Bóg okazuje nam, kiedy jeszcze jesteśmy w drodze na sąd (por. Mt 5,25),są liczne pouczenia i ostrzeżenia. Na różne sposoby i przez różnych pośredników ostrzega On nas przed grzechem i jego wiecznymi konsekwencjami, przed szatanem. Rozważmy te zagadnienia. Aby nasza nagroda była jak największa w wieczności, a sąd jak najłagodniejszy, bogaty w miłosierdzie Bóg ustawicznie poucza nas i ostrzega przed grzechem i jego konsekwencjami. To ostrzeganie jest nam potrzebne, gdyż grzech sprowadza na nas wielkie nieszczęścia, z których często nie zdajemy sobie sprawy. Przede wszystkim jest on niebezpieczny dla naszego życia wiecznego. Grzech przypomina niebezpieczne zagubienie się, o którym mówi Chrystus (por. Łk 15,1-7). Grzeszący świadomie i dobrowolnie człowiek podobny jest do owcy, która oddaliła się od owczarni, od pasterza i grozi jej śmierć. Może zginąć z wycieńczenia albo mogą ją rozszarpać wilki lub inne drapieżne zwierzęta. Grzech jest zagubieniem się człowieka. Kto się zgubił, np. w lesie, ten nie zna drogi prowadzącej do właściwego celu. Podobnie ten, kto grzeszy, gubi drogę wiodącą do zbawienia, do domu Ojca. Grzesznik schodzi z jedynej drogi, która prowadzi do zbawienia. Tą zaś drogą są Boże przykazania, wola Boga, nauka Chrystusa, Jego przykład, nakazy sumienia, natchnienia Ducha Świętego. Grzeszący z uporem człowiek zupełnie świadomie nie chce znać tej drogi. Chodzi swoimi ścieżkami. Są to ścieżki egoizmu, na których wyczerpuje się duchowo, tracąc moc miłości. Ścieżki te nie prowadzą do szczęśliwego celu, lecz można na nich znaleźć jedynie śmierć wieczną. Najtragiczniejsze jest to, że grzech – w przeciwieństwie do zgubienia się nierozumnej owcy – jest zagubieniem się wybranym, świadomym. Jest on bowiem rozmyślnym i zupełnie dobrowolnym porzuceniem jedynej drogi prowadzącej do zbawienia, którą są Boże przykazania. Oprócz tego, że człowiek świadomie się gubi, istnieje jeszcze inna różnica między grzesznikiem, który z uporem kroczy drogą grzechu, a nierozumną owcą. Ta bowiem nigdy nie potrafi utrudniać pasterzowi odnalezienia jej. Człowiek zaś po grzechu przypomina Adama i Ewę, którzy ukrywali się w krzakach przed Bogiem (por. Rdz 3, 9-10). Bali się Go, nie chcieli, by ich odnalazł. Grzeszący człowiek często jest podobny do pierwszych rodziców. I on ucieka przed Bogiem, który może go ocalić, chowa się przed Nim. Przez najróżniejsze postawy człowiek po grzechu często unika Boga, czekającego na niego w sakramencie pokuty; ucieka od pouczeń Bożych, bo niepokoją jego sumienie. Unika wartościowych książek, które dla jego ocalenia niemal same wpadają mu w ręce itp. Przez to wszystko nie pozwala się odnaleźć cierpliwemu i wytrwałemu Dobremu Pasterzowi, którzy szuka każdej zagubionej owcy, aby ją ocalić (por. Łk 15,1-7; J 10,1-18). Nieraz może być i tak, że odnaleziony już i niesiony w ramionach Dobrego Pasterza - Chrystusa grzesznik nie pozwala na to. Szarpie się i wyrywa z Jego ramion jak nierozumna owca, która nie pojmuje, że pasterz trzyma ją mocno tylko dla jej dobra, dla jej ocalenia. Chce ją zanieść do bezpiecznej owczarni i opatrzyć jej groźne rany. Pragnie obronić ją przed drapieżnym wilkiem. Jeszcze innym przykładem można zilustrować często niedostrzegane niebezpieczeństwo tkwiące w grzechu. Otóż grzesznik przypomina człowieka biegnącego szybko w stronę przepaści. Słusznie uznalibyśmy za szaleńca kogoś, kto pędzi w jej stronę i zatyka sobie uszy, aby nie słyszeć ostrzegających go okrzyków przyjaciół. Takim szaleńcem jest ten, kto staje się głuchy na głos sumienia, aby go nie niepokoiło, nie mąciło jego pozornego duchowego pokoju. Choć grzech jest bardzo groźny, to jednak często nie dostrzega się tkwiących w nim niebezpieczeństw. Dzieje się tak po części z braku odpowiedniej wiedzy człowieka, a po części dlatego, że woli on nieraz nie widzieć niebezpieczeństwa, aby nie ogarnęło go przerażenie. Istotnie, człowiekowi brak doświadczenia odnoszącego się do konsekwencji grzechu po śmierci. Nie widzi ich. Nie mamy oglądu tego, co jest po śmierci. Dlatego właśnie potrzebujemy światła, pouczenia Kogoś, kto wie wszystko. I dlatego Bóg, przez Swoje objawienie, udzielił nam odpowiedniego pouczenia. Jest On podobny do dobrego ojca lub dobrej matki, która pragnie uchronić dziecko od nieszczęścia. Kiedy rodzice pragną ostrzec dziecko przed jakimś niebezpieczeństwem, wyjaśniają mu, na czym ono polega, pouczają o jego tragicznych skutkach, proszą, by nie robiło tego, co jest dla niego niebezpieczne. Podobnie postępuje Bóg wobec nas. Jego miłosierdzie przejawia się w pouczeniach i ostrzeżeniach przed różnymi grożącymi nam niebezpieczeństwami. Aby nas ustrzec od wyroku potępiającego na wieki, miłosierny Pan bez przerwy poucza nas i uświadamia nam niebezpieczeństwa, z których nieraz nie zdajemy sobie sprawy. Jesteśmy bowiem często podobni do małych niedoświadczonych dzieci, które nie mają jeszcze wiedzy ludzi dorosłych. Nie mamy doświadczenia jak małe dzieci, które nie wiedzą, że można się sparzyć, i nie znają jeszcze bólu oparzenia. Często przypominamy naszym zachowaniem dziecko, które beztrosko biegnie ścieżką, nie zdając sobie sprawy, że prowadzi ona do przepaści. Potrzeba nam więc pouczeń i ostrzeżeń. Nie tylko brak doświadczenia i dziecięca niefrasobliwość naraża nas na niebezpieczeństwa związane z grzechem. Człowiek może całkiem świadomie przestać myśleć o wiecznym zagrożeniu, jakim jest piekło. Jak może do tego dojść? Otóż człowiek często nie chce znać tego, co dla niego niebezpieczne. Woli nie myśleć o czymś groźnym dla niego, przykrym. Dlatego też łatwo wypiera ze świadomości te treści, które go przerażają, a do takich należy prawda o możliwym wiecznym potępieniu. Myśl o nie kończącym się nigdy cierpieniu potępienia jest tak straszna, że wielu ludzi woli ją usunąć ze swojej świadomości. Pocieszają się, że piekła nie ma lub że nie jest wieczne. Tym samym wyrządzają szkodę sobie i innym, gdyż siebie i innych narażają na potępienie, które – niezależnie od tego, co o nim myśli człowiek – jest wieczne. Ludzie nie wierzący w istnienie wiecznego piekła nie zabezpieczają się przed nim swoją niewiarą, tak jak nie uchroniłby siebie przed nieszczęściem szaleniec, który szedłby środkiem ruchliwej ulicy z oczyma zamkniętymi z powodu przerażających go samochodów. Aby zapobiec strasznemu nieszczęściu, Bóg ciągle przypomina nam prawdę o wieczności nagrody i kary po śmierci. Chrystus każe nam się strzec drogi wygodnej i szerokiej, która prowadzi na zatracenie (por. Mt 7,13), a zachęca do kroczenia drogą co prawda wąską, niewygodną, może i kamienistą, ale wiodącą do szczęśliwej wieczności. To ostrzeżenie ciągle powtarza Kościół w swoim nauczaniu. Rozbrzmiewa ono też w autentycznych objawieniach, takich jak np. fatimskie. Objawiająca się w Fatimie Maryja ukazała dzieciom okropność piekła i zachęciła do modlitwy i pokuty za tych, którzy z powodu swoich grzechów mogą się tam znaleźć. Tak więc dzięki Bożemu miłosierdziu docierają do nas ciągłe ostrzeżenia przed przepaścią, która naprawdę istnieje i w którą można wpaść. Swoją prawdą Bóg ukazuje bezpieczną drogę, która prowadzi do wiecznego szczęścia, a nie do wiecznej zguby. Bóg nie ostrzega nas przed karą wieczną – której nic nigdy nie może zmienić – po to, aby nas straszyć i dręczyć. Czyni to w tym celu, aby nas uchronić od tego wiecznego losu. Należy więc przyjąć z wdzięcznością różne Boże pouczenia i nie obrażać się z tego powodu, że są one nieraz bardzo ostre i niepokojące. Człowiek może nie dostrzegać nie tylko niebezpieczeństw, na które naraża grzech, ale może nie widzieć nawet samego grzechu. Dzieje się to z powodu przytępienia sumienia. Nierzadko niszczy się celowo i świadomie wrażliwość swojego sumienia, aby ono nie niepokoiło. Przez to sprawia się, że nie ostrzega ono przed tym groźnym niebezpieczeństwem dla wiecznego zbawienia, którym jest grzech. Szukając fałszywego spokoju, przytępia się sumienie. Skutek tego działania jest taki, że nie ma ani pokoju, ani wołania pożytecznego głosu, który ostrzegał przed zagrożeniem. Sumienie bowiem jest darem Bożej dobroci, wołaniem Boga, który pragnie uchronić człowieka od wiecznej śmierci. Miłosierdzie Boże posługuje się nim, aby człowieka naprowadzić na właściwą drogę zbawienia. W przeciwieństwie do człowieka szatan dobrze wie, do czego prowadzi grzech. Dlatego usiłuje człowieka nakłonić do grzeszenia i do trwania w grzechu. Szatan jest groźny dla człowieka, bo go nie widać i wielu w niego nie wierzy. Potrzebujemy więc pouczenia i ostrzeżenia przed działaniem złych duchów, które usiłują nas doprowadzić do wiecznej zguby. Pismo św. porównuje szatana do groźnego lwa, czyhającego na nasze życie. List św. Piotra ostrzega nas przed nim słowami: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1 P 5,8). Ponieważ szatan jest groźny, trzeba więc ostrzegać przed nim ludzi – zagrożone przez niego owce. Trzeba im stale przypominać, że mają się trzymać blisko Pasterza, który potrafi je obronić. Tym Dobrym Pasterzem, który oddaje życie za swoje owce (por. J 10,11), jest Chrystus i wierni Mu uczniowie. g) Miłosierdzie ostrzegające przed fałszerzami Bożej prawdy. Różne niebezpieczeństwa grożą człowiekowi dążącemu do zbawienia. Do zagrożeń tych należą między innymi błędne nauki, które niszczą wiarę i życie moralne. Miłosierny Bóg różnymi środkami usiłuje obronić nas przed tym niebezpieczeństwem. – Niebezpieczeństwo błędnych nauk. Błędne nauki są niebezpieczne, gdyż niszczą wiarę i w wielu wypadkach mogą też zniechęcać człowieka do uświęcania się. Istnieje też nauczanie, które usypia sumienie ludzkie, a tym samym przeszkadza mu w przemienianiu swojego życia. I tak np. nieraz słyszy się opinie, że człowiek nie jest zdolny do popełnienia grzechu ciężkiego. A gdyby nawet był do tego zdolny, to nie musi się niczego obawiać, bo piekła albo nie ma, albo – jeśli jest – to nie trwa wiecznie. Szerzyciele tych fałszywych opinii zaprzeczają wiecznej odpowiedzialności człowieka za życie ziemskie, za swoje postępowanie. W ten sposób rodzą złudny spokój, poczucie fałszywego bezpieczeństwa bardzo groźne dla zbawienia człowieka. Oszuści ci, aby skutecznie zmylić człowieka, przemilczają niektóre ważne prawdy. I tak np. tłumaczą, że należy kierować się swoim sumieniem, co bez wątpienia jest rzeczą słuszną. Przemilczają jednak fakt, że trzeba ciągle formować swoje sumienie, tak jak sprawdza się i nastawia od czasu do czasu zegarki, aby nie śpieszyły się ani nie chodziły zbyt wolno, lecz aby pokazywały właściwą godzinę. Nie mówią, że sumienie każdego człowieka może ulec zdeformowaniu, że może być stłumione przez pożądliwości i namiętności człowieka, który często głos swoich wad i nałogów bierze za wezwanie sumienia. Fałszerze Bożej prawdy, którzy usypiają czujność i ludzkie sumienia, nie są prawdziwymi pasterzami dla powierzonych im owiec, lecz najemnikami. Nie bronią bowiem przed wilkiem-szatanem, nie uczą ostrożności, lecz uspokajają i usypiają owce, aby stały się łatwym łupem dla wilka-szatana. Inna grupa subtelnych zwodzicieli szkodzi człowiekowi w ten sposób, że zajmują go sprawami drugorzędnymi i marginalnymi, odciągając przez to uwagę od problemów istotnych, takich jak wieczne zbawienie, o które – według św. Pawła – należy zabiegać z bojaźnią i drżeniem (por. Flp 2,12). Aby odwrócić uwagę człowieka od wieczności i zbawienia, zajmują go wyłącznie spawami doczesnymi albo jakimiś drugorzędnymi problemami teologicznymi, które nie mają żadnego wpływu na kształtowanie życia. Takie nauki albo zupełnie zatruwają umysły, albo w najlepszym wypadku odciągają od wysiłku zmieniania swojego życia, od nawrócenia. Człowiek bowiem nie potrafi zrobić na raz wszystkiego i gdy zajmuje się sprawami drugorzędnymi, łatwo pomija rzeczy najbardziej istotne. Inne groźne oszustwo polega na tym, że ukazuje się źródło ocalenia i zbawienia tam, gdzie w rzeczywistości go nie ma, np. w medytacjach wschodnich, w dietach, kontrolowanym oddechu, w przyjmowaniu odpowiednich pozycji ciała, w energiach, w bogactwie, sukcesie ziemskim, w rewolucjach społecznych, w przesadnym zajmowaniu się ekologią, w przekształcaniu samych tylko struktur bez zmieniania serca człowieka itp. Przez to człowiek może zapomnieć o modlitwie, o sakramentach, o potrzebie kierowania się w życiu miłością do Boga i do ludzi. Idąc za głosicielami zwodniczych nauk człowiek może porzucić Boga prawdziwego, jedynego Zbawiciela, i zwrócić się do różnych „zbawicieli”, którzy zamiast zbawienia przynoszą mu tylko rozczarowanie, zgorzknienie, zniechęcenie, rozpacz. Istnieje jeszcze inna grupa oszustów, którzy zdobywają sobie zwolenników pochlebstwami typu: „Jesteście ludźmi dojrzałymi”, „Człowiek dojrzały ma sam o wszystkim decydować w swoim sumieniu, ma liczyć tylko na siebie”, „Nie jesteście dziećmi ani niewolnikami, którzy muszą słuchać”, „Jesteście ludźmi mocnymi, nie potrzeba wam żadnego Boga, żadnej łaski. Sami potraficie wszystko uczynić”, „Bez oglądania się na przykazania, jako wolne istoty, jesteście w stanie zbudować nowy ład, nowe prawa, na których powinien się opierać porządek społeczny”. I tak, bazując na pysze człowieka, pozyskują go dla siebie swoimi naukami. Rozbudzają w nim pychę, przez co przestaje on otaczać Boga należnym Mu dziecięcym szacunkiem; przestaje Go kochać prawdziwą miłością, gotową wypełniać zawsze wolę Bożą. Pyszny człowiek, który uwierzył w swoją rzekomą dojrzałość i wielkość, staje się często bezkrytyczny wobec siebie, nie doskonali swojej miłości i karłowacieje duchowo, kierując się egoizmem, szukaniem swoich przyjemności itp. Fałszerze Bożej prawdy okazują się szczególnie groźni, gdy są z wykształcenia teologami albo – jeszcze gorzej – osobami duchownymi, gdy ze względu na swoje wykształcenie i erudycję cieszą się poważaniem. Łatwo wtedy zdobywają zaufanie i ich zwodzenie staje się naprawdę groźne. Fałszerze objawionej nauki są podobni do wilków w owczej skórze (por. Mt 7,15). Przebierają się za przyjazne owce, noszą ich skóry, aby ich nikt nie rozpoznał. Wchodzą wszędzie, przenikają różne środowiska, aby szerzyć błędy, niszczyć prawdę, utrudniać ludziom zbawienie. To ukryci nieprzyjaciele, którzy udają przyjaciół. To pozorni głosiciele Ewangelii, którzy w rzeczywistości rozgłaszają swoje fałszywe i wymyślone przez siebie nauki. Są fałszywymi prorokami. Ci fałszerze, jak mówi Apokalipsa, są podobni do Baranka, czyli do Chrystusa, ale mówią jak smok-szatan (por. Ap 13,11). Nieraz uchodzą za wybitnych teologów, zdobywają światowy rozgłos, chociaż zamiast Bożej objawionej nauki szerzą swoje nauki, wymyślone dla zdobycia popularności, a w niejednym wypadku – dla usprawiedliwienia swojego grzesznego życia, dla uspokojenia swojego sumienia. – Obrona przed zgubnymi naukami. Jezus Chrystus, który założył swój Kościół, wiedział, że będzie on ciągle zagrożony przez głosicieli fałszywych i zwodniczych nauk. Dlatego też Piotrowi i jego następcom udzielił specjalnego daru nieomylności w tłumaczeniu nauki objawionej. Jeśli więc nie chcemy popaść w błędy, powinniśmy iść zawsze za nauczaniem papieży. Nauczanie Kościoła stoi na straży prawdy objawionej. Autentyczna nauka Kościoła jest dla nas przewodnikiem, który poucza, prowadzi i ostrzega przed niebezpieczeństwami. Powszechna nauka Kościoła zawarta jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego, dlatego stanowi on nieocenioną pomoc w wytrwaniu w prawdzie i w dążeniu do wiecznego zbawienia. Jeśli więc komuś zależy na trwaniu w prawdzie i na zbawieniu, powinien wsłuchać się w nauczanie Kościoła zawarte szczególnie w pouczeniach papieża, soborów, a także w Katechizmie. Kto przyjmuje prawdziwą naukę Jezusa przekazywaną przez Urząd Nauczycielski Kościoła, ten buduje dom na skale (por. Mt 7,24-27). Domu tego nie zburzą wichury błędu. Oparta na prawdzie Chrystusowej – przekazywanej przez Kościół – budowla życia ocaleje na wieczność i przyniesie nie kończącą się radość jej budowniczemu. Abyśmy nie ulegli różnym błędom, miłosierny Bóg – zwłaszcza w chwilach szczególnych zagrożeń prawdy i życia moralnego – posyła swoich posłańców, którzy powtarzają na różne sposoby słowa św. Pawła: „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom” (2 Tm 4,3-4). Czasami ci posłańcy – tacy jak np. św. Katarzyna ze Sieny – otrzymują wyjątkowe światło, a nawet objawienie Boże, aby mogli skutecznie wypełnić swoją funkcję ostrzegania i pomagania Kościołowi. Kto chce wytrwać w prawdzie ten przede wszystkim powinien przyjmować całe nauczanie Kościoła. Nie powinien się też zamykać na głos żadnego głosiciela Bożej prawdy. Przede wszystkim zaś winien szczerze otworzyć się na Ducha Świętego – Ducha Prawdy. Powinien się poddać działaniu Ducha, który to przenika głębokości samego Boga (por. 1 Kor 2,10) i udziela nam Swojego światła. On poucza nas, gdzie znajdują się niebezpieczeństwa i które nauki są zwodnicze. Daje światło prawdy, które ukazuje drogę nie prowadzącą do przepaści, lecz do pełnego szczęścia. Trzeba więc nam Go prosić o światło, abyśmy umieli wyraźnie odróżniać prawdę od fałszu i zło od dobra nawet w najbardziej subtelnych ich przejawach. Światło Ducha Świętego może nas uchronić przed pójściem za szatanem i za fałszerzami Bożej prawdy. On pomaga nam odróżnić autentycznych głosicieli Ewangelii od zwodzicieli głoszących swoje fałszywe nauki. Duch Święty bowiem udziela cennego daru rozeznania. Dzięki niemu możemy rozpoznać, od kogo pochodzą docierające do nas pouczenia i natchnienia: od Boga czy też od Jego nieprzyjaciela. Samo wykształcenie teologiczne, choć ma swoją wartość, nie chroni nieraz przed błędami, gdyż – nie wiedząc o tym – można już być zarażonym fałszywymi naukami. Aby nie ulec błędom, nie należy iść za każdym usłyszanym zdaniem, za każdą opinią teologiczną, nawet jeśli wydaje się interesująca, oryginalna, zaskakująca itp. Wielką pomocą w odróżnianiu różnych nauk fałszywych od prawdziwych Bożych ostrzeżeń od ludzkich tylko wymysłów może się okazać stosowanie pewnej formy upewniania się. Polega ona na zadawaniu sobie pytanie, jakie dobro wyniknie, jeśli przyjmie się jakąś słyszaną naukę, do jakiego dobra mnie skłania, jak może wpłynąć na moje życie, na jego zmianę, jakie dobro pomoże mi realizować, pod jakim względem stanowi pomoc w osiągnięciu wiecznego zbawienia. Zadawanie sobie powyższych pytań uwrażliwi nas i na dobro, i na prawdę. HomeGdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety? jeśli kobieta odczuwa rozdzierający ból w prawym górnym kwadrancie brzucha, może to być spowodowane chorobą wątroby. Zrozumienie takiego stanu jest jednym z powodów, dla których powinieneś dowiedzieć się, gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety. Reklama gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety?Reklamagdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety?Reklamajama brzuszna i przepona: Reklamaotrzewna: śledzenie dokładnej lokalizacji wątroby u kobiet:Reklama Reklama ten nieregularnie ukształtowany gruczoł znajduje się w tym samym miejscu w obu płci. Jednak może ważyć inaczej u mężczyzn i kobiet. Oznacza to, że ten pierwszy zwykle ma cięższy narząd wątrobowy niż ten drugi. Jego waga u samców waha się od 0,97 kg do 1,86 kg, natomiast u samic waha się od 0,60 kg do 1,77 kg masy ciała. zmiana masy wątroby między płciami może zdecydowanie wpływać na wielkość narządu. Rozmiar jest czymś, co definiuje się w kategoriach miary wymiarów. Ponieważ wymiary różnią się, lokalizacja wątroby nieznacznie zmieniłaby się u mężczyzn i kobiet. gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety? podstawowe zrozumienie następujących pojęć pomoże Ci precyzyjnie prześledzić, gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety. rozmiar i kształt wątroby jama brzuszna i przepona otrzewna Reklama gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety? według statystyk podanych przez National Institutes of Health średnia długość wątroby wynosi 26 cm u mężczyzn i 25 cm u kobiet. Natomiast jego średnia grubość u samców wynosi 22 cm, natomiast u samic 21 cm. rys. 1: Kobieca lokalizacja wątroby jeśli chodzi o kształt wątroby, można ją zdefiniować jako nieregularną, półkulową lub klinową strukturę. W zależności od kąta obserwacji narząd wątrobowy można podzielić na dwa lub cztery płaty. Można go łatwo odróżnić od prawego i lewego płata, patrząc z góry. Z drugiej strony, cztery nieregularnie ukształtowane płaty (prawy, lewy, ogoniasty i czworokątny) będą widoczne, jeśli spojrzysz na narząd od dołu. Reklama jama brzuszna i przepona: twoje ciało jest podzielone na różne jamy, z których dwie to jamy klatki piersiowej i jamy brzusznej. Obie te komory leżą na brzusznej stronie ciała i są oddzielone od siebie przez membranę, zwaną membraną. Leżąc ponad jamą brzuszną, Jama piersiowa jest zamknięta klatką piersiową i zapewnia ochronę serca i płuc. żebra obejmują również górną część jamy brzusznej. I to jest ten region, w którym wątroba leży zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet. Reklama otrzewna: otrzewna to błona wyściełająca jamę brzuszną. Wszystkie narządy jamy brzusznej, z wyjątkiem nerek, które są zaotrzewnowe, są zamknięte przez tę błonę, w tym wątrobę. śledzenie dokładnej lokalizacji wątroby u kobiet: wątroba zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn leży w regionie, zwanym prawym górnym kwadrantem brzucha. Jak widać na zdjęciach wątroby, narząd wydaje się chroniony przez dolne prawe żebra. Zewnętrznie, jeśli pionowo przeciągniesz rękę po prawej stronie (naprzeciwko tej, w której znajduje się serce), punktem, w którym kończą się prawe żebra, jest lokalizacja wątroby u kobiet (i mężczyzn). Reklama jeśli kobieta odczuwa ból w tym regionie, prawdopodobnie cierpi na chorobę wątroby. To dlatego, że stan wątroby może spowodować Glisson kapsułka (warstwa gęstej, fibroelastycznej łącznej całkowicie obejmujące wątrobę) puchnąć i generować uczucie bólu. Badanie 7 czakr wywodzi się ze wschodnich tradycji duchowych, które uważają je za podstawę naszej ludzkiej egzystencji. Również współczesne, zachodnie podejście kładzie nacisk na czakry w ciele człowieka jako reprezentacje różnych aspektów naszego życia i opisuje ich funkcję w różnych kategoriach obejmujących psychikę, fizyczność, energię i to jest czakra?Sanskryckie słowo Chakra znaczy dosłownie koło lub dysk. W jodze, medytacji, qigong i ajurwedzie termin ten odnosi się do kół energii w całym ciele. Istnieje siedem głównych czakr, które idą wzdłuż kręgosłupa, zaczynając od podstawy kręgosłupa aż po czubek głowy. Aby wyobrazić sobie czakrę w ciele, pomyśl o wirującym kole energii lub ciepłym punkcie, w którym spotykają się materia i świadomość. Ta niewidzialna energia, zwana Qi, jest żywotną siłą życiową, która utrzymuje człowieka w w ciele człowieka – znaczenieTe wirujące koła energii odpowiadają masywnym centrom nerwowym w ciele. Każda z 7 głównych czakr człowieka zawiera wiązki nerwów głównych organów, jak również nasze psychologiczne, emocjonalne i duchowe stany istnienia. Ponieważ wszystko się porusza, ważne jest, aby nasze 7 głównych czakr pozostało otwartych z harmonijną i jednostajną energią przepływającą przez nie. Jeśli występuje w którymś z nich blokada, energia nie może swobodnie czakr jest dosyć dużym wyzwaniem, jednak mając świadomość problemu i pewne umiejętności może to być dosyć proste. Ponieważ umysł, ciało, dusza i duch są ze sobą ściśle powiązane, świadomość nierównowagi w jednym obszarze pomoże przywrócić równowagę czakr – podstawowe czakry człowiekaPierwsza czakra – Muladhara jest czakrą stabilności, bezpieczeństwa i naszych podstawowych potrzeb. Obejmuje pierwsze trzy kręgi, pęcherz i okrężnicę, zaś jej prawidłowe działanie zapewnia poczucie czakra – czakra Svadhisthana jest naszym centrum twórczym i seksualnym. Znajduje się nad kością łonową, poniżej pępka i odpowiada za naszą twórczą czakra – czakra Manipura oznacza błyszczący klejnot i jest to obszar od pępka do mostka. Trzecia czakra jest naszym źródłem osobistej czakra – czakra, Anahata, to połączenie między materią a duchem, służy jako pomost między naszym ciałem, umysłem, emocjami i duchem. Czakra serca jest naszym źródłem czakra – czakra Vishuddha jest piątą czakrą, znajdującą się w okolicy gardła. To jest nasze źródło werbalnej ekspresji i zdolność mówienia naszej najwyższej prawdy. Piąta czakra obejmuje szyję, tarczycę i przytarczyce, szczękę, usta i czakra – czakra Ajna znajduje się pomiędzy brwiami. Nazywamy go też czakrą „trzeciego oka”. Ajna jest naszym centrum intuicji. Wszyscy mamy poczucie intuicji, ale nie możemy jej słuchać ani słuchać jej ostrzeżeń. Skupienie się na otwarciu szóstej czakry pomoże ci udoskonalić tę czakra – czakra Sahaswara lub czakra „lotosa tysiąca płatków” znajduje się na czubku głowy. To jest czakra oświecenia i duchowego połączenia z naszymi wyższymi, nieodkrytymi umiejętnościami. Znajduje się w koronie czakrŚwiadomość tego, które czakry w ciele człowieka nie są zrównoważone, to klucz do ich wyrównania. Nasze ciała są w ciągłym przepływie między równowagą a brakiem równowagi. Jeśli nie masz widocznego objawu w jednym obszarze ciała, zaburzenia równowagi czakr mogą być trudne do wykrycia. Mając to na uwadze, dobrze jest nauczyć się wsłuchiwać się w swoje ciało i przykład częste zaparcia mogą wskazywać na zablokowanie pierwszej czakry, zaś powtarzające się ból gardła to prawdopodobnie zablokowana piąta czakra. Częste bóle głowy w obszarze czoła mogą oznaczać zablokowanie szóstej pomóc sobie w odblokowaniu czakr? Jednym ze sposobów są ćwiczenia Qigong, które mają na celu usprawnienie przepływu energii Qi lub masaż leczniczy z wykorzystaniem Chinese Image Medicine, czyli metody myślenia specjaliści z ASY Studio Mokotów pomogą Ci odnaleźć problem i go rozwiązać!

gdzie znajduje się dusza w ciele